Zen

 

Prosta droga do Satori

Zen, od niedawna znany również na Zachodzie, odcisnął swe piętno na kulturze, a nawet na codziennym życiu Japończyków.

 

Zen jest japońską formą chińskiego słowa cz'an oznaczającego medytację na siedząco, w postawie Buddy. Praktyka ta dała początek szkole buddyzmu mahajanistycznego, która narodziła się prawdopodobnie w Indiach. Przeniesiona do Chin w VI w. otrzymała tam zabarwienie taoistyczne i wnet odniosła wielki sukces. Podupadający w XII w. chiński cz'an wprowadził do Japonii (w 1191 r. ) mnich ze szkoły tendai, Yosai (albo Eisai, 1141-1215), który podczas pobytu w Chinach uzyskał inicjację w praktyki szkoły rinzai. W chwili jego śmierci zen, dobrze już zakorzeniony w stołecznych środowiskach arystokratycznych, przemieszany był jeszcze z elementami pochodzącymi z innych szkół buddyzmu tendai i shingon. Dlatego uważa się, że najczystszy w Japonii zen szerzył Dogen.
Urodzony w Kioto w roku 1200, bezpośredni potomek jednego z cesarzy z X w. i szwagier panującego władcy, Dogen jako trzyletnie dziecko stracił ojca, mając zaś osiem lat matkę. Jako trzynastoletni chłopiec wstąpił do klasztoru na górze Hiei, ośrodka szkoły tendai, w której przeznaczano go do najwyższych godności duchownych. Jednakże młodzieniec poszukiwał jedynie własnej prawdy. Udał się tedy do Yosaia, po którego śmierci kontynuował praktykę pod kierownictwem jego ucznia Myozena; w 1223 r. towarzyszył mu w podróży do Chin, aby zaznajomić się tam z możliwie najbardziej autentyczną formą buddyzmu. Gdy Myozen umarł, Dogen udał się do Nyojo (po chińsku Żu-king), mistrza szkoły soto nauczającego wytrwałej medytacji na siedząco zazen. Uzyskawszy "intuicyjny wgląd w prawdę", Dogen w 1227 r. opuścił Nyojo, od którego otrzymał przekaz nauki i polecenie jej rozpowszechniania. Zaczął je wypełniać po powrocie do Japonii, nauczając w niewielkich klasztorach Kioto. Wobec rosnącej liczby uczniów mistrz w 1248 r. kazał wznieść wielką świątynię w Eiheiji, niedaleko Fukui na wschód od Kioto; nadal jest ona głównym ośrodkiem szkoły soto. Dogen zmarł w Kioto 28 sierpnia 1253 r.

 


Nauczanie Dogena

Zawarte jest ono we Wskazówkach do praktykowania zazen (Fukan-za-zen-gi, 1227), tekście bardzo zwięzłym, dającym podstawowe zasady, oraz w Skarbcu Prawdziwego Prawa (Shobo Genzo, 1231-1253), ułożonym przez Dogena w oparciu o kazania wygłaszane przezeń do uczniów. Shobo Genzo jest przewodnikiem szkoły roto, wykładającym nie tylko ducha Nauki i praktykę, lecz również reguły codziennego życia mnichów. Wedle Dogena "rzeczą najważniejszą w zgłębianiu Drogi jest zazen. (...) Droga, jaką postępowali Budda i patriarchowie, polegała wyłącznie na zazen". W rzeczy samej jedynie praktyka siedzącej medytacji, całkowicie wolna od wszelkiej troski o pożytek, może przynieść zupełne wyzucie się z samego siebie (ego), co prowadzi do Satori (Oświecenia). Ta prosta w zasadzie, lecz forsowna metoda jest jednak bardzo trudna, wymaga bowiem tyleż bezinteresowności, co i samozaparcia.


 



Zen po Dogenie

Niebawem obie szkoły, soto i rinzai miały już licznych uczniów. Rozsławiali je znakomici mistrzowie, z których każdy obdarzony był indywidualnym, nieraz bardzo wyraziście zarysowanym temperamentem. Keizan (1268-1325), trzeci po Dogenie przywódca szkoły roto, opublikował "Zbiór tradycji przekazu światła" (Denko-roku), w którym dowodził ciągłości nauczania Dharmy, głoszonej przez 53 mistrzów indyjskich, chińskich i japońskich, których nieprzerwane następstwo sięga aż do Buddy. Mnich Muso (1275-1351), autor Rozmów we śnie (Muchu mondo), zasłynął jako jeden z twórców ogrodów zen i ich główny teoretyk. Takuan (1573-1645) jest szczególnie znany z tego, że ducha zenu zastosował do szermierki na miecze (kendo), natomiast współczesny mu Suzuki Shosan (1579-1655) rozpowszechnił zen między świeckimi twierdząc, że Oświecenie może osiągnąć każdy wykonując po prostu swoją profesję. Jednakże osobowością najsilniejszą i najbardziej wpływową był Hakuin (1685-1768), pisarz, kaligraf i malarz, który odnowił szkołę rinzai poprzez usystematyzowanie starej chińskiej praktyki koanów, zagadkowych wypowiedzi mistrzów podających je jako tematy do medytacji. Ci wielcy mnisi przez ponad pięć stuleci podtrzymywali w Japonii żywotność praktyki zenu, który tymczasem przenikał stopniowo całą kulturę i życie codzienne.

Poczynając od XIII w. wielu słynnych samurajów zostawało mnichami, skutkiem czego w praktykę wszedł bushido, rycerski kodeks honorowy, który dał początek głównym "sztukom walki". Razem z zenem Yosai wprowadził picie herbaty, która z początku miała jedynie zapobiegać senności podczas praktyki. Zrodził się z tego prawdziwy rytuał ceremonia herbaty. Kunszt komponowania ogrodów zen, a z nim ikebana, czyli "droga kwiatów", rozpowszechniły się po całym archipelagu. Wyrażają one głęboką wrażliwość na przyrodę i jej symboliczny sens. Przede wszystkim jednak myśl i estetyka zenu spowodowały odnowę sztuki w rozmaitych jej dziedzinach architektury, garncarstwa, malarstwa, poezj; sumiye, czarnobiałe szkice tuszem, oraz haiku krótki wiersz, którego mistrzem największym był wielki Basho (1643-1694), stały się wyrazem spontaniczności ducha poddanego medytacyjnemu skupieniu.

 



Zen liczy dziś w Japonii ok. 10 mln adeptów, z czego szkoła soto ok. 6-7 mln, rinzai zaś 2-3 mln. Zen praktykują też liczni uczniowie w Ameryce i w Europie, gdzie wprowadzili go po II wojnie światowej mistrzowie japońscy.



 



"Porzućcie ciało i ducha" (Nyojo).



"Oświecenie pochodzi z praktyki, a więc Oświecenie nie ma granic; praktyka pochodzi z Oświecenia, a więc praktyka nie ma początku.

(Dogen).

"Praktykując zazen nie usiłujcie zgadywać, czym jest dobro i zło! Nie próbujcie też zapobiegać powstawaniu w was myśli. Zadawajcie sobie tylko wprost pytanie: czym jest nasz Umysł?"

(Bas-sui, 1327-1387).


Uderzając dłońmi jedną o drugą słyszymy klaśnięcie. Hakuin zapytywał uczniów: "W takim razie, jaki dźwięk wydaje jedna dłoń?"

 

Maha Pradznia Paramita
Hridaja Sutra



Bodhisattwa Awalokiteswara,
praktykujac gleboko Pradznia Paramite,
postrzegl pustke wszystkich pieciu skandh
i przekroczyl wszelkie cierpienie.

Siariputro.
Tutaj forma nie jest rózna od pustki
pustka nie jest rózna od formy
forma to wlasnie pustka
pustka to wlasnie forma
uczucia, mysli, tendencje i swiadomosc
Istnieja w taki sam sposób.

Siariputro.
Tutaj wszystkie dharmy maja nature pustki
nie pojawiaja sie ani nie gina
ani sa skazone ani czyste
nie zwiekszaja sie ani nie zmniejszaja.

Dlatego w pustce nie ma formy
Nie ma uczuc mysli tendencji i swiadomosci.
Nie ma wzroku sluchu wechu smaku
ciala ani rozumu
nie ma barw dzwieków zapachów
smaków odczuc ani przedmiotów rozumu
nie ma sfery wzroku i wielu innych sfer
Nie ma sfery postrzezeni rozumu
nie ma niewiedzy ani kresu niewiedzy
ani wielu innych stanów.

Nie ma starosci i smierci
ani kresu starosci i smierci.
Nie ma cierpienia przyczyny unicestwienia i drogi
nie ma poznania ani osiagania
ani niczego do osiagniecia.

Bodhisattwa zaglebiony w Pradznia Paramicie
nie ma w umysle zadnych przeszkód
gdy nie ma przeszkód
zaden strach nie istnieje
trzymajac sie z dala od przewrotnych pogladów
przebywa on w Nirwanie.

Wszyscy Buddowie trzech czasów
dzieki glebokiej Pradznia Paramicie
osiagaja Annutara Samjak Sambodhi.

Dlatego poznaj Pradznia Paramite
oto wielka przekraczajaca rozumienie mantra
oto mantra wielkiego poznania
oto najwyzsza mantra
oto niezrównana mantra
usuwajaca wszelkie cierpienie
prawdziwa bo jest bez bledu
glos mantre Pradznia Paramity
glos mantre która brzmi :

gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi svaha
gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi svaha
gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi... svaha

 

 

Wstep

Postrzegajac wszystkie piec skand jako puste wyzwala sie wszystkie istoty od cierpienia i nieszczescia.
Wszedzie gdzie nie spojrzec jest cierpienie na tym swiecie. Wszystkie istoty czuja ból i niewygode. Skad pochodzi to cierpienie ? Ludzie cierpia z powodu beznadziejnej milosci do kogos, albo sa przekonani, ze musza zdobyc rózne rzeczy materialne. Ludzie maja ambicje aby stac sie kims i wierza, ze to uczyni ich zycie pelnym, albo pragna byc rozpoznani i potrzebuja potwierdzenia w oczach innych. Jednak bez wzgledu na to, jak mocno bedziemy walczyc, aby cos osiagnac, w koncu kiedy dostaniemy to, nie mozemy tego zatrzymac. Wlasnie to powoduje wiele cierpienia. Pierwotnie to cierpienie nie istnieje, pochodzi z naszego umyslu, tak jak zludzenie unoszace sie z goracej drogi i ukazujace sie jako rzeczywiste. Jezeli ja cierpie z jakiegos powodu, to kiedy umieram znika moje cierpienie. Kiedy uswiadamiamy sobie, ze cierpienie jest tylko stworzone przez nasz umysl i nie istnieje niezaleznie - wtedy nie ma juz zadnego cierpienia i nieszczescia.
Wiec co to jest ten wielki umysl ? Jezeli myslisz, nigdzie nie znajdziesz swojego umyslu. Jezeli odetniesz cale myslenie, co dokladnie oznacza odciecie przywiazania do myslenia, wtedy twoja prawdziwa natura pojawi sie wszedzie.
Budda najpierw nauczal, ze to co nazywamy umyslem lub "Ja", to tylko piec skand, czyli forma, uczucia, percepcja, impuls i swiadomosc. Te skandy zmieniaja sie nieustannie, sa tylko masa mentalnej energii. Poniewaz ludzie sa przywiazani do formy, uczuc, percepcji, impulsów i swiadomosci, kiedy one w nieunikniony sposób zmieniaja sie, odczuwamy cierpienie. Nigdy nie wydostaniemy sie z oceanu cierpienia, poniewaz wierzymy, ze rzeczy te sa rzeczywiste i ze nasze "Ja" jest takze rzeczywiste. Otwierajace linie Sutry Serca wskazuja na to, ze te skandy pierwotnie sa puste. Skoro tak, to gdzie jest cierpienie ? Kto moze cierpiec ? Oto kubek soku pomaranczowego. Jezeli masz kubek, to mozesz tam trzymac swój sok, ale jesli kubek rozbije sie, jak zatrzymasz w nim sok ? Cierpienie jest takie samo jak to. Jezeli jestes przywiazany do pieciu skand - formy, uczuc, percepcji, impulsów i swiadomosci, wtedy twoje cierpienie ma sie gdzie zatrzymac. Ale Sutra Serca mówi, ze wszystkie piec skand jest pustych. Umysl jest kompletnie pusty, wiec gdzie cierpienie mialoby sie pojawic ? To nauczanie o pustce jest bardzo wazne, musisz je osiagnac. Kiedy praktykujesz droge doskonalej madrosci, w koncu osiagniesz pustke wszystkich pieciu skand. Zrozumienie tego pogladu uwalnia nas od calego cierpienia i nieszczescia. Samo zrozumienie tego pogladu nie moze ci pomóc - musisz cos osiagnac.


1. Forma nie jest rózna od pustki, pustka nie jest rózna od formy. Forma jest pustka, pustka jest forma.

Sutra Serca uczy, iz "forma jest pustka i pustka jest forma." Bardzo wielu ludzi nie rozumie co to znaczy, nawet ci którzy dlugo praktykuja medytacje. Istnieje bardzo prosty sposób, aby zrozumiec nauczanie Sutry Serca w naszym codziennym zyciu. Np. to jest drewniane krzeslo. Jest brazowe. Jest solidne i ciezkie i wszystko wskazuje na to, ze przetrwa dlugi okres czasu. Siedzisz na tym krzesl, a ono utrzymuje twoja wage, mozesz takze cos na nim polozyc. Ale kiedy podpalisz krzeslo i wyjdziesz, to kiedy wrócisz krzesla juz nie bedzie. Ta rzecz, która wygladala tak mocno, solidnie i realnie, teraz jest tylko kupka popiolu, który wiatr rozwiewa dokola. Ten przyklad pokazuje w jaki sposób to krzeslo jest puste: nie jest trwala i stala rzecza. Caly czas sie zmienia. Nie istnieje w niezalezny sposób. Predzej czy pózniej, krzeslo w koncu zamieni sie i stanie sie zupelnie czyms innym. W taki oto sposób to brazowe krzeslo jest calkowita pustka i chociaz zawsze mialo wlasciwosci pustki, ta pustka jest forma; mozesz usiasc na tym krzesle i bedzie cie ono podtrzymywac. "Forma jest pustka, pustka jest forma." Dlaczego jest tak wazne, aby to zrozumiec ? Przyczyna tego jest taka, ze wielu ludzi jest przywiazanych do nazwy i formy. To przywiazanie jest powodem niemalze calego cierpienia. Jezeli chcemy uwolnic ludzi od tego przywiazania, musimy podac im lekarstwo nazwy i formy. Musimy zaczac od pokazania, ze nazwa i forma jest nierzeczywista i nietrwala; zawsze zmienia sie. Jesli jestes bogaty, musisz zobaczyc, ze pozadanie bogactwa jest puste. Jezeli jestes przywiazany do slawy i pragniesz uznania innych, musisz zobaczyc, ze rzeczy o które walczysz i przez które cierpisz sa puste. Wiekszosc ludzi wysoko ceni sobie wlasne cialo, wydaje mnóstwo pieniedzy, aby bylo piekne i mocne. Ale wkrótce pewnego dnia, kiedy umrzesz, twoje cialo zniknie. Nie mozesz zabrac ze soba tego pustego ciala, bez wzgledu na to jak bardzo je sobie cenisz. Nie mozesz zabrac slawy, nie mozesz zabrac pieniedzy, nie mozesz zabrac seksu. Niczego nie mozesz zabrac. W naszych czasach wielu ludzi bardzo przywiazuje sie do tych rzeczy. Cenia sobie nazwy i wyglad zewnetrzny prawie ponad wszystko, raniac w ten sposób siebie i innych, tylko po to, by siebie chronic. Chca zdobyc pieniadze, dobra reputacje albo korzystne zwiazki. Walcza desperacko o wysoka pozycje. Ludzi zawsze pociaga najgorszego rodzaju naduzycie i cierpienie, by w konsekwencji dostac i zatrzymac te puste, przemijajace rzeczy. Teraz wielu ludzi jest przywiazanych do seksu. To nie jest potrzebne. Wszystkie formy sa puste, wiec przekonanie, ze mozesz zdobyc lub zatrzymac cokolwiek jest podstawowa iluzja. To nauczanie wskazuje na to. Najwazniejsze jest, co chcesz osiagnac w swoim zyciu, wlasnie teraz ? To czego chcesz w tej chwili ksztaltuje twój umysl, determinuje twoje zycie obecne i nastepne, ksztaltuje je. Postrzegajac, ze wszystkie rzeczy pierwotnie sa puste, mozesz wszystko odpuscic i po prostu zyc, zamiast cierpiec z powodu tych wszystkich, nietrwalych rzeczy. Jesli nie jestes przywiazany do nazwy i formy, jestes calkowicie wolny. Jest o tym slynna historia. Dawno temu w Atenach zyl slynny filozof Diogenes. Chociaz byl filozofem najwyzszej klasy w starozytnej Grecji, zyl jak nedzny pies. Zawsze sypial na zewnatrz, nie troszczyl sie o to, czy bedzie mial co jesc kolejnego dnia i zazwyczaj nie nosil zadnego ubrania. To bylo jego nauczanie - naturalny styl zycia. Któregos ranka, kiedy spal na ulicy, nagle poczul lekki chlód i obudzil sie. Nad nim stal Aleksander Wielki, który w tamtym czasie byl najpotezniejszym czlowiekiem swiata. Podbil wiele krajów i z powodu swojej niezwyklej militarnej mocy i inteligencji, bali sie i podziwiali go wszyscy. Wlasnie tego dnia Aleksander Wielki postanowil odwiedzic Diogenesa i dostac od niego nauczanie.Stal tam wystrojony w królewskie insygnia, jego wielka muskularna postac rzucala cien na wciaz lezacego Diogenesa. Diogenes spojrzal na niego zezujac i powiedzial: "O, Aleksander Wielki ! Jak sie masz ?" Ja mam sie dobrze, ale chce ci pomóc Diogenesie. Podbilem juz caly ten swiat. Posiadam niezliczone palace, zloto i bogactwa. Jezeli chcesz czegos, moge ci to dac. Cokolwiek - ziemie, pieniadze, wysoka pozycje - dam ci wszystko. Tylko powiedz czego chcesz a bedzie twoje. Czego chcesz ?

"O, chcesz mi pomóc ?"
Tak - powiedzial Aleksander Wielki. Chce ci pomóc.
"O, dziekuje."
"Wiec czego chcesz ?"
"Chce czegos."
"Tylko powiedz a bedzie twoje."
"Aleksandrze Wielki prosze nie zaslaniaj mi slonca."
"Dobrze juz dobrze, przepraszam." Aleksander przesunal sie na bok.
Diogenes powiedzial: "Dziekuje, dziekuje, to wystarczy."

To bardzo prosta historia, ale wyjasnia czym jest forma i pustka. To wszystko. Ha, ha, ha. Kiedy zaoferowano mu wszystko czego mozna zapragnac, Diogenes tylko powiedzial: "prosze nie zaslaniaj mi slonca." Tylko to! W tym punkcie nie ma pozadan. Diogenes juz osiagnal cala prawde, osiagnal, ze substancja jest pusta. Wiedzial tez, ze nazwa i forma sa puste, wiec nie byl zainteresowany w posiadaniu bogactw, slawy, kochanki, rodziny czy wysokiej pozycji. Wszystko jest puste - kto pragnie tych pustych rzeczy. One nie moga na prawde pomóc mi w zyciu, ale wlasnie teraz, potrzebuje slonecznego swiatla. To wszystko. Diogenes byl calkowicie wolny, poniewaz calkowicie osiagnal prawde, ze "forma jest pustka, pustka jest forma." Jezeli osiagniesz ten punkt i nie ma w nim pozadania, które warte jest lgniecia sie do czegokolwiek, wtedy rozumiesz, ze jestes juz kompletny. Wlasnie teraz niczego ci nie brakuje. To bardzo wazny punkt. Wtedy medytacja nie jest juz konieczna. Siedzenie odosobnien nie jest juz potrzebne. Mowy Dharmy tez nie sa potrzebne. jednak jezeli jestes przywiazany do swojego myslenia, wtedy medytacja jest bardzo potrzebna. Jezeli nie osiagnales "forma jest pustka, pustka jest forma," siedzenie dlugich odosobnien jest bardzo wazne w twoim zyciu i musisz duzo, mocno praktykowac. Kiedy zatrzymasz sie i spojrzysz na to przez chwile, zobaczysz, ze potrzeba praktyki jest takze bardzo glupia. Ha, ha, ha.


2. Nie pojawianie sie i nie znikanie. Nie zabarwienia i nie czystosc. Nie powiekszanie i nie zmniejszanie.

Sutra Serca jest znana z bardzo interesujacego sposobu opisywania nszej prawdziwej natury. Uzywa slowa "nie" wiele razy. Kiedy osiagniesz prawdziwa pustke, nie ma tam mowy ani slów. Kiedy otwierasz usta, to juz jest wielki blad. Tak wiec slowa i mowa nie moga opisac naszej pierwotnej natury. Zeby nauczac ludzi wciaz uczepionych zludy slów i mowy, trzeba posluzyc sie lekarstwem mowy i slów. Sutra Serca rozwaza obydwa te punkty. Opisuje nasza prawdziwa nature przez dokladne objasnienie, czym nasza prawdziwa natura nie jest. Nie mozna powiedziec co to jest, ale mozna przekazac sens tego, czym nasza natura nie jest. "To nie jest to, ani to, ani to. To nie jest takie jak tamto, ani takie jak tamto." Rozumiesz ? Ha, ha, ha ! To bardzo interesujaca technika. Sutra Serca mówi jedynie "nie", poniewaz to jest prawdopodobnie najlepsze, co slowa i mowa moga wyrazic. Te linie Sutry Serca wskazuja prosto na fakt, ze w naszej prawdziwej naturze nigdy nic sie nie pojawia, ani nie znika. Nie ma czegos takiego jak zabarwienie czy czystosc, poniewaz to sa jedynie pojecia stworzone przez myslenie. W pierwotnej naturze nie ma pojawiania sie ani znikania. Nasza pierwotna natura jest calkowicie nieporuszona i pusta. Wszystko zostalo stworzone z uniwersalnej substancji. W takim razie w jaki sposób moglaby cos pojawiac sie i znikac, byc zabarwione lub czyste ? Poniewaz nasza pierwotna natura jest taka sama, jak natura wszechswiata jak moglaby sie powiekszac i zmniejszac ? Nieskonczona w czasie i przestrzeni, nie ma w niej zadnych znaczen, niczego co moglibysmy odniesc do rzeczy lub opisac slowami.


3. Wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka. Nie poznanie, nie osiaganie. Nirwana.

Sutra Serca mówi: "Wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka." Wszystkie Dharmy byly juz puste i wolne od istnienia, nim to zauwazyles. Nazwa i forma juz sa puste. Nie mozesz nawet mówic o Dharmie, a potem twierdzic, ze jest pusta. To jest wielki blad ! Prawdziwe doswiadczenie pustki oznacza, ze nie ma tam ani slów ani mowy, nie ma takze Dharmy. Kiedy masz zamiar otworzyc usta, aby powiedziec, ze "wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka," to wtedy nie jest to juz pustka. Wiec uwazaj. Chodzi tutaj o to, ze jesli tylko rozumiesz mowe i slowa, takze kierujesz sie tylko intelektualnym rozumieniem, wtedy ta sutra ani zadna inna nie moze ci pomóc w twoim zyciu, Pewne rzeczywiste doswiadczenie tego o czym jest tutaj mowa jest konieczne.
Tak wiec, kiedy mówimy, ze wszystko jest puste, nie ma poznania ani osiagania. W tym punkcie pustka jest Absolutem. (Mocne uderzenie w stól.) Nic nie istnieje, wiec co jest do osiagniecia ? Te slowa w Sutrze Serca sa tylko piekna mowa, ale nawet najwspanialsza i najbardziej interesujaca mowa, slowa jezeli tylko rozumiesz je pojeciowo, nie moga pomóc ci w zyciu.
Powtarzam jeszcze raz, naprawde musisz cos osiagnac. Musisz osiagnac pewnosc, ze rzeczywiscie nie ma nic do osiagania. Wszystko jest prawda, dokladnie takie jakie jest. Jestes juz kompletny. Ale uwazaj ! Samo rozumienie tych pieknych slów to jedno, ale osiagniecie ich, to calkiem co innego.
Sutra Serca rozpoczyna sie od doswiadczenia pustki w Hinajanie i prowadzi do zrobienia nastepnego kroku. Jesli osiagniesz prawdziwa pustke, tam nie ma mowy ani ust. Kiedy osiagniesz "bez ust," osiagniesz Absolut lub nirwane. Juz omawialismy Cztery Szlachetne Prawdy i Osmioraka Sciezke nauk Hinajany: sciezke, która ukazuje, ze wszystko jest cierpieniem a nastepnie prowadzi do konca cierpienia, powstrzymania narodzin i smierci. To jest nirwana. W tym punkcie nie ma przeciwstawienst: nie ma przychodzenia czy odchodzenia, nie ma wysokie ani niskie, dobre czy zle, narodziny czy smierc. W prawdziwym doswiadczeniu pustki postrzegasz, ze nie ma narodzin ani smierci, nie ma przychodzenia ani odchodzenia. Jak mozesz zatrzymac cos, co nie istnieje ? Nie ma juz cierpienia, wiec nie ma takze zródla cierpienia, tym bardziej tez unicestwienia cierpienia. Dlatego Sutra Serca mówi, ze "nie ma cierpienia ani zródla cierpienia, takze nie ma konca cierpieniai zadnej sciezki wyprowadzajacej z cierpienia." Takze "uderza" w przeciwstawne myslenie, ukazane w Czterech Szlachetnych Prawdach, w których jest powiedziane, ze istnieje cierpienie, zródlo cierpienia, takze sciezka wyprowadzajaca. Buddyzm Mahajany prowadzi do zrobienia nastepnego kroku, dalej niz nauczanie Hinajany. Jezeli zatrzymasz sie w tym miejscu, w kompletnej pustce, osiagniesz tylko nirwane. Buddyzm Mahajany prowadzi do zrobienia nastepnego kroku.


4. Najwyzsze, doskonale oswiecenie - Annutara samyak sambodhi

Annutara samjak sambodhi jest sankryckim wyrazeniem, które oznacza "najwyzsze doskonale oswiecenie." Jest to po prostu inny sposób na okreslenie "prawdy." Kiedy patrzysz, kiedy sluchasz, kiedy wachasz, kiedy smakujesz, kiedy dotykasz, kiedy myslisz - wszystko, wlasnie tak jak jest, jest prawda. Poprzednio wlasnie w tym punkcie nirwany, nie ma poznania, nie ma osiagania, z niczym do osiagniecia. Wiec bodhisattwa zalezy od Prajna Paramity i osiaga nirwane. Nastepnie pokazuja sie te trzy slowa: annutara samjak sambodhi. Przedtem bylo powiedziane, ze nie ma osiagania: teraz wszyscy Buddowie osiagaja anuttara samyak sambodhi. Co to znaczy ?
Jesli osiagniesz prawdziwa pustke, to jest to tylko nirwana. To jest doswiadczenie calkowitej stalosci i blogosci: nie ma podmiotu ani przedmiotu, nie ma dobra ani zla, nie ma przychodzenia ani odchodzenia, nie ma zycia ani smierci. Nie ma nic do osiagniecia. Ale Mahajana to kontynuowanie praktyki i przekraczanie tego punktu, w koncu osiagasz "nie osiaganie." Musisz odkryc, jak funkcjonuje nirwana w tym swiecie. Nazwa tego jest najwyzsze, doskonale oswiecenie. Jesli osiagniesz "nie osiaganie", osiagniesz prawde. Twój umysl jest pusty i czysty jak przestrzen. To znaczy, ze twój umysl odbija jak lusto: jesli góra pojawi sie przed lustem, jest tylko góra; pojawia sie woda, wtedy jest tylko woda; pojawia sie czerwone, lustro odbija czerwone; biale przychodzi - biale. Niebo jest niebieskie, drzewo jest zielone. Pies szczeka, "hau, hau !" Cukier jest slodki. Wszystko co widzisz, slyszysz, wachasz, smakujesz, dotykasz i wszystko o czym myslisz, jest prawda, takie jakie jest. Nirwana oznacza osiagnac pustke, w której nie ma niczego do osiagniecia. Annutara samjak sambodhi oznacza uzyc doswiadzcenia pustki do osiagniecia prawdy. Z pustym umyslem odzwierciedlac ten swiat, takim jaki jest. To jest Buddyzm Mahajany i Wielka Droga Bodhisattwy.


5. Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha !

Wciaz jest do zrobienia jeszcze jeden krok. Jezeli osiagniesz pustke, a nastepnie osiagniesz prawde, jak ta prawda bedzie "funkcjonowac" i pomagac innym istotom. Wszyscy Buddowie osiagaja annutara samjak sambodhi lub inaczej najwyzsze, doskonale oswiecenie. Oznacza to, ze osiagaja prawde i moga zobaczyc, ze niebo jest niebieskie, a drzewo zielone. Na zakonczenie sutry jest powiedziane, ze jest wielka, transcedentalna mantra, wielka jasna mantra, najwyzsza mantra, doskonala mantra: Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha. To moze byc przetlumaczone jako: "przejdz, przejdz, przejdz, przejdz na drugi brzeg." Tak wiec mantra pod koniec Sutry Serca oznacza tylko dzialanie. Az do tego miejsca, wszystko zawarte jest w slowach opisujacych osiaganie pustki i prawdy. Duzo ciekawych opisów. Jakkolwiek ta mantra znaczy, ze musisz tylko robic to. Jakies dzialanie jest konieczne, jezeli chcesz pomóc temu swiatu. Bodhisattwa tylko dziala jak bodhisattwa. Kiedy osiagniesz najwyzsze, doskonale oswiecenie, musisz osiagnac, jaka jest funkcja oswiecenia w tym swiecie. To nazywamy swiatem momentu. Z chwili na chwile postrzegaj cierpienie w tym swiecie i po prostu pomagaj wszystkim istotom. To bardzo wazne.
Sutra Serca jest bardzo interesujaca. Na poczatku ukazuje swiat przeciwienstw, nastepnie swiat Absolutu, w koncu prowadzi do kompletnego swiata, czyli tego, co nazywamy swiatem momentu. Swiat przeciwienstw to "forma jest pustka, pustka jest forma." Swiat Absolutu to pustka lub nirwana: "nie forma, nie pustka." Kompletny swiat to annutara samjak sambodhi - prawda, wlasnie taka jak jest: "forma jest forma, pustka jest pustka." Samo osiagniecie prawdy nie wystarczy, poniewaz nasze doswiadczenie prawdy musi funkcjonowac dla innych osób z chwili na chwile. Sutra konczy sie napomnieniem do dzialania: Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha. Ta mantra oznacza utrzymywanie umyslu w tym momencie, który jest Wielka Miloscia i Wielkim Uczuciem. To jest droga bodhisattwy. Kiedy dzialasz ze wszystkimi istotami, Wielka Milosc pojawia sie sama z siebie. Wspólne dzialania to po prostu dzialanie w harmonii z chwili na chwile. To jest takze pokój na swiecie. Tylko rób to. Tylko rób to. Kiedy ktos jest spragniony, daj mu pic. Gdy ktos jest glodny, daj mu jesc. Jesli cierpiaca osoba pojawi sie przed toba, tylko pomagaj, bez myslenia, bez sprawdzania. Wczesniejsze fragmenty tej sutry nie zawieraja "tylko rób to," jest tam tylko dobra mowa o osiaganiu i nie osiaganiu. Kiedy osiagniesz cos, musisz tego uzyc. To jest znaczenie poza slowami. Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha. Krok za krokiem, osiagamy jak wspólczuciem dla innych, spontanicznie, z chwili na chwile. To jest prawdziwe znaczenie Sutry Serca. Z chwili na chwile, kiedy robisz cos, tylko rób to.

 

Tlumaczenie Aleksandra Porter.

 

Czym jest Zen ?

Mistrz Zen Seung Sahn



Zen jest bardzo prosty...czym jestes ?
Na tym calym swiecie, wszyscy szukaja szczescia na zewnatrz, lecz nikt nie rozumie swojej prawdziwej jazni wewnatrz.
Kazdy mówi: „ja” - „ja chce to, ja jestem taki jak tamto...”, lecz nikt nie rozumie tego „ja”. Zanim sie urodziles, skad przyszlo twoje „ja” ? Kiedy umrzesz, dokad twoje „ja” pójdzie ? Jesli szczerze bedziesz pytal sie „Czym jestem ?”, wczesniej czy pózniej wpadniesz na sciane, gdzie cale myslenie jest odciete. Nazywamy to „Nie wiem”. Zen jest utrzymywaniem umyslu „Nie wiem” zawsze i wszedzie.

Chodzac, stojac, siedzac,
lezac, mówiac, bedac w ciszy,
poruszajac sie, bedac w bezruchu.
Przez caly czas, we wszystkich miejscach,
bez przerwy - co to jest ?
Jeden umysl to nieskonczone kalpy.

Medytacja w Zen oznacza utrzymywanie umyslu „Nie wiem” podczas poklonów, spiewów i siedzenia Zen. To formalna praktyka Zen. A kiedy robisz cos, po prostu rób to. Prowadzac samochód, tylko prowadz, jedzac tylko jedz, pracujac tylko pracuj.

W koncu twój umysl „Nie wiem” stanie sie czysty. Wówczas kiedy widzisz niebo, tylko blekit. Widzisz drzewo, tylko zielen. Twój umysl jest czysty jak lustro. Pojawia sie czerwien, lustro jest czerwone. Pojawia sie biel, lustro jest biale. Pojawia sie ktos glodny, daj mu jesc. Pojawia sie ktos spragniony, daj mu sie napic. Nie ma tu zadnych pragnien dla siebie, jedynie dla wszystkich istot. Ten umysl, to juz jest oswiecenie, nazywamy to wielka miloscia, wielkim wspólczuciem, wielka droga Bodhisattwy. To bardzo proste, wcale nie trudne!

Tak wiec Budda powiedzial, ze wszystkie istoty maja nature Buddy (nature oswiecenia). Lecz mistrz Zen Jo-Ju powiedzial, ze pies nie ma natury Buddy. Kto ma racje ? Kto sie myli ? Jesli to znajdziesz, odnajdziesz swa prawdziwa droge.

Powiedzenia mistrza Zen
Kyong - Ho

(1849 - 1912)

1. Nie mysl nawet o doskonalym zdrowiu. W doskonalym zdrowiu kryje sie pozadliwosc i chcenie. Pewien starozytny medrzec powiedzial: "Zrób sobie dobre lekarstwo z cierpienia w chorobie".

2. Nie ludz sie nadzieja, ze bedziesz miec zycie bez problemów. Latwe zycie wywoluje osadzajacy i leniwy umysl. Starozytny medrzec powiedzial: "Zaakceptuj niepokoje i trudnosci tego zycia".

3. Nie oczekuj ze twoja praktyka obejdzie sie bez przeszkód. Bez przeszkód umysl, który szuka oswiecenia, moze sie wypalic. Tak wiec starozytny medrzec powiedzial: "Osiagnij swobode posród chaosu".

4. Nie oczekuj, ze praktykujac mocno nie doswiadczysz dziwnych rzeczy. Ciezka praktyka, w której unika sie tego co nieznane, oslabia zaangazowanie. Starozytny medrzec powiedzial: "Wspomóz ciezka praktyke zaprzyjazniajac sie z kazdym demonem".

5. Nie oczekuj, ze cokolwiek mozna latwo doprowadzic do konca. Jesli przytrafi ci sie osiagnac cos z latwoscia, twoja wola zostanie przez to oslabiona. Tak wiec starozytny medrzec powiedzial: "Wciaz próbuj i próbuj dokonczyc to, co robisz".

6. Przyjaznij sie, ale nie oczekuj zadnej korzysci dla siebie. Przyjazn tylko dla siebie zle odbija sie na zaufaniu. Starozytny medrzec powiedzial: "Utrzymuj trwala przyjazn z czystym sercem".

7. Nie oczekuj, ze inni beda podazac twoim sladem. To, ze zdarzy sie iz inni ida za toba przydaje ci tylko wiecej dumy. Starozytny medrzec powiedzial wiec: "Uzyj swojej woli, by wnosic pokój miedzy ludzi".

8. Nie oczekuj zadnej nagrody za swoja dobroczynnosc. Oczekiwanie czegokolwiek w zamian prowadzi do knujacego i podstepnego umyslu. Starozytny medrzec rzekl: "Odrzuc falszywa duchowosc jak pare starych butów".

9. Nie oczekuj zysków wykraczajacych poza wartosc twojej pracy. Zdobywanie nieuczciwych korzysci czyni z ciebie samego glupca. Starozytny medrzec powiedzial: "Badz bogaty w uczciwosci".

10. Nie staraj sie stwarzac jasnosci umyslu poprzez surowa praktyke. Kazdy umysl zaczyna w koncu palac nienawiscia do surowosci, a jakaz jest jasnosc w umartwianiu sie? Tak wiec starozytny medrzec rzekl: "Stwórz sobie swobodna droge nie wkraczajac w surowosc praktyki".

11. Pozostan w równowadze wobec wszelkich przeciwnosci losu. Budda osiagnal najwyzsze oswiecenie bez przeszkód. Poszukujacy prawdy sa cwiczeni w pokonywaniu trudnosci. A gdy na swej drodze wystawieni sa na przeszkode, pozostaja niepokonani. Wtedy, uwalniajac sie, posiadaja wielki skarb.

Jedna rzecz

Przekaz

6 kwietnia 1996 Do An Sunim otrzymal przekaz i stal sie Mistrzem Zen Dae Kwangiem.

Bang! (Uderza w stól kijem )

Wszystko zawsze przychodzi i odchodzi, odchodzi i przychodzi. To jest pierwsza nauka Buddy. Lecz prawdziwe znaczenie tej nauki odcina jezyk Buddy. W koncu nawet piec szkól Zen znika. Mistrz Zen Un Mun rzekl: " Lek leczy chorobe, choroba leczy lek ".

Bang!

Ten punkt jest zupelnym bezruchem, uniwersalna substancja. Caly wszechswiat pochodzi z tego punktu. To jest druga nauka Buddy. Lecz ten punkt jest bez nazwy, bez slowa, bez mowy, bez formy. Tak wiec, ten punkt juz odcial mój jezyk.

Bang!

To jest trzecia nauka Buddy. To znaczy "wlasnie taka jak to" jest prawda, która jest wszechswiat po prostu robiacy to z kazda chwila; teraz jezyki wszystkich sa odciete - co mozesz zrobic ?

Ho!

Na zewnatrz ptaki spiewaja, wewnatrz swiece sa jasne.

Nasze cale zycie jest tylko jedna rzecza. Lecz nikt w to nie wierzy. Powodem niewiary jest to, ze kazdy czegos chce. Na przyklad, wielokrotnie ludzie praktykujacy Zen oczekuja lub chca czegos od swej praktyki. Ale to nie jest wlasciwe praktykowanie, poniewaz chec lub oczekiwanie czegos jest tym, co napedza kolo samsary. To jest zródlo zycia, smierci i wszelkiego cierpienia. Lecz jesli po prostu praktykujesz bez checi otrzymania czegokolwiek, wtedy mozesz osiagnac prawdziwego siebie. W Diamentowej Sutrze uczen pyta Budde czy cokolwiek osiagnal, gdy osiagnal oswiecenie. Budda odpowiedzial "Nie, nie osiagnalem niczego, jeslibym osiagnal cokolwiek to nie byloby to niezrównane oswiecenie".

Jesli calkowicie to osiagasz, dostajesz jedna rzecz, ten moment. To jest bardzo proste! Zen nie jest jakas specjalna rzecza, to po prostu jedna rzecz!

Okolo 100 lat temu zyla w Korei mloda kobieta, która miala wyjsc za maz. W tamtych latach malzenstwa zawierane byly przez posredników, swatów. Byl taki zwyczaj, ze panna mloda nie widziala i nie znala swego przyszlego meza az do dnia slubu. Slyszac, ze przygotowania dobiegaja konca, kobieta stala sie podekscytowana i zdenerwowana zarazem. Jej malzenstwo mialo przeciez zasadniczy wplyw na reszte jej zycia, a ona nie wiedziala co ma sie zdarzyc. Zaczela myslec: "Jaki bedzie mój maz? Przystojny czy brzydki? Chcialabym przystojnego meza. Bedzie zyczliwy czy tez nie? Och, tak chcialabym dobrego meza". Myslala tez: "Ciekawe, czy bedzie glupi czy madry? Naprawde chcialabym madrego i bystrego meza." "Nienawidze tepaków". Wtedy zaczela myslec jaka bedzie jej tesciowa.

W Korei w tych czasach zona mieszkala po slubie z rodzina meza. Odkad zycie kobiety wiazalo sie z rodzina i domem, tesciowa kontrolowala cale jej zycie. Wiec martwila sie o swa tesciowa tak samo jak o przyszlego meza. "Jaka bedzie kobieta: czy bedzie tyranem? Czy bedzie skapcem? A moze bedzie mila i szczodra?" Myslala o tym calymi miesiacami - myslala i myslala... Pózniej, tuz przed slubem musiala pójsc do wioski swej siostry na ostatnia przymiarke sukni slubnej. Korea jest krajem górzystym, wiec musiala przejsc przez niska przelecz. Gdy tak szla, myslala o swym malzenstwie - im blizej bylo do dnia slubu, tym bardziej byla zdenerwowana. I wlasnie gdy weszla na szczyt przeleczy i zaczela schodzic w dól wyskoczyl tygrys....... Grrrrrrrhh !!! I to juz koniec opowiesci.

Dla niektórych ta historia jest smutna, poniewaz mamy jakies oczekiwania. Ale ta kobieta nie jest wyjatkowa, bo zawsze spotykamy tygrysa wczesniej czy pózniej. Ale dla uczniów Zen jest to interesujaca opowiesc, poniewaz jedna rzecz pojawia sie tutaj bardzo wyraziscie. Mozna powiedziec, ze kobieta ta doznala "tygrysiego oswiecenia." To oznacza "obudz sie!" W kazdym momencie moze sie to przydarzyc nam; i wcale nie musi to byc tygrys. To jest bardzo proste.

Jednak, wiekszosc ludzi zyje w snie, w uludzie swych "lubie i nie lubie." Zawsze mysla o przeszlosci i przyszlosci. Lecz przeszlosc i przyszlosc nie istnieja! To co istnieje to "dokladnie teraz". Zyjemy w "swiecie chwili", lecz "myslimy", ze zyjemy gdzies indziej. Jedyne miejsce gdzie mozesz stac sie soba jest dokladnie teraz. Samo myslenie nie jest ani dobre ani zle, lecz nasze przywiazanie do myslenia stwarza cierpienie. Zen oznacza przebudzenie z twego snu, twego przywiazania do myslenia.

Jesli spojrzysz dokladnie na przebudzenia, sa one proste - naprawde proste, móglbys nawet powiedziec, ze sa glupie. Budda zobaczyl gwiazde i doznal oswiecenia; to proste. Mistrz Zen Hyang Eom uslyszal glaz uderzajacy w bambus i doznal oswiecenia; to proste. Mistrzowi Zen Dok Sahnowi ktos zdmuchnal swiece w chwili, gdy po nia siegal; to proste. Budda trzymal prosto kwiatek, a Mahakashyapa sie usmiechnal. To jest pierwsze przekazanie dharmy - zupelnie glupie. W kazdej z tych opowiesci nikt niczego nie otrzymal. Ukazal sie tylko bardzo prosty umysl, nasza prawdziwa natura. Po prostu jedna rzecz ukazala sie bardzo wyraznie, bardzo wyraznie! Wiec ta jedna pojawiajaca sie rzecz, tygrys, dzwiek glazu - oznacza: obudz sie teraz, po co czekac? Jesli na cos czekasz lub chcesz czegos, jestes juz martwy. Nasza praktyka oznacza wlasnie ten moment, obudz sie. Bardzo proste. To nie jest fizyka jadrowa.

Pewnej nocy niektórzy z nas patrzeli na ksiezyc - bylo zacmienie. Ziemia umiejscowila sie pomiedzy sloncem i ksiezycem i zablokowala swiatlo, które zazwyczaj odbija sie od ksiezyca. Jesli to rozumiecie, posiadacie madrosc. Niektórzy ludzie mysla, ze waz zjada ksiezyc podczas zacmienia - chrupiac go. Gdy jest zjadany, sa bardzo przestraszeni. Biegna do szamana, by intonowal spiewy, bil w bebny i sprowadzil ksiezyc z powrotem. Kazdy umysl dziala w ten sposób do pewnego stopnia; kazdy ma jakies zludne mysli, które oddzielaja go od tego co sie naprawde dzieje; jest to przeszkoda. Jednak, jesli masz w sobie madrosc to nie jest to problem. To znaczy obudz sie. Twoje prawdziwe swiatlo juz swieci.

Wiec dzisiaj tak sie zlozylo, ze jest pochmurnie; mówimy, ze slonce nie swieci. Ale to jest glupie - slonce swieci. Po prostu dzis jest pochmurno, to wszystko. I nawet w nocy mówimy, ze slonce nie swieci, ale ono swieci. Slonce jest "wlaczone" caly czas. To bardzo proste. Nasza prawdziwa natura jest wlasnie jak slonce, jest "wlaczona" caly czas, lecz my tak nie sadzimy. Jestesmy bardzo przywiazani do naszej przeszkody. Lecz jesli przebudzasz sie do tego momentu - odetnij cale myslenie - przeszkoda wyparóje, a madrosc pojawia sie sama. Proste. Wtedy wspólczucie pojawia sie naturalnie. Tak wiec, nasze cale zycie jest tylko jedna rzecza - tym momentem - obudz sie! To juz tam jest.

Bang! (Uderza w stól kijem.)

Jeden i dwa zawsze sie ze soba bawia

Bang!

Jeden i dwa bawia sie ze soba w chowanego i kryja sie za skala.

Bang!

Jeden i dwa wychodza zza skaly i kazde z nich tanczy. Ale znany koreanski Mistrz Zen Man Gong powiedzial, ze to nie jest jeden i nie dwa. Jesli to nie jeden i nie dwa, to co to za taniec? Nie jestes jednym i nie jestes dwoma, czym zatem jestes?

Ho!

Na zewnatrz jest pochmurno a wewnatrz... (klania sie i powraca na miejsce).

MAN CHAM

Mowa Dharmy Mistrza Zen Seung Sahna wygloszona dn. 18.04.1998 podczas YMJJ w osrodku zen w Falenicy.

(Uderza kijem w stól)

Góra jest woda,

woda jest góra.

Wszystko ma nazwe i forme. Nazwa i forma zawsze zmieniaja sie, zmieniaja i zmieniaja. Czas i przestrzen przemijaja. Wszystko sie zmienia i zmienia, wiec góra jest woda, woda jest góra. Ludzkie istoty pojawiaja sie na tym swiecie i opuszczaja go.

Sutra serca mówi: forma jest pustka, pustka jest forma. Co to znaczy? Nie ma góry, nie ma wody. Szósty Patriarcha powiedzial: "Pierwotnie nic nie istnieje". Sprawdzamy pierwotna substancje ludzkiej istoty, sprawdzamy, sprawdzamy i nic nie ma. Nazywamy to absolutem. Swiat absolutu oznacza, ze kiedy otwierasz usta, to juz jest to blad.

Sutra serca mówi: "nie ma osiagania i niczego do osiagniecia", nazywamy to nirwana. Co to znaczy? Góra jest góra, woda jest woda.

Jezeli obudzisz sie, przekroczysz ten pusty umysl, wtedy prawda sie pojawia. Kiedy patrzysz, sluchasz, wachasz wszystko jest prawda. Niebo jest niebieskie, drzewo zielone, pies szczeka "hau, hau", cukier jest slodki. Wszystko jest prawda, lecz co nie jest prawda?

Mamy trzy swiaty.

Swiat przeciwstawienstw, ciagle sie zmienia i zmienia, czyli forma jest pustka, pustka jest forma, góra jest woda, woda jest góra. Nastepnie swiat, gdzie nie ma ani góry, ani wody, calkowita pustka. Nazywamy to swiatem Nirwany. Kiedy przekroczymy nirwane, wtedy cokolwiek widzisz, cokolwiek slyszysz jest prawda. Wszystko jest prawda, co nie jest prawda. Sciana jest biala, podloga jest zólta, niebo jest niebieskie, drzewo jest zielone, wszystko jest prawda.

A wiec mamy trzy swiaty: swiat przeciwstawienstw, swiat absolutu i swiat prawdy. Który jest wlasciwy? Jesli ktos znajdzie wlasciwy swiat, ten kij uderzy go trzydziesci razy, równiez jesli nie znajdzie wlasciwego swiata, ten kij uderzy go trzydziesci razy. Dlaczego? Przeciez jest swiat prawdy, dlaczego uderzac trzydziesci razy? To jest wielkie pytanie. KATZ!!!

Góra jest niebieska, woda plynie.

Nazywamy to swiatem funkcji, swiat funkcji jest bardzo wazny.

Mamy cztery swiaty: swiat przeciwstawienstw, swiat absolutu, prawdy i funkcji.

Odnoszac sie do historii, zen pojawil sie w Chinach. Przetrwal tam kilka dynastii, Tong, Chong i Song. Teraz w Chinach nie ma zen. Bodhidharma dal poczatek Zen i do czasu Szóstego Patriarchy zen byl bardzo prosty, np. mam zla karme, prosze naucz mnie jak odsunac zla karme, nie ma problemu. Daj mi swoja zla karme, ja ja zabiore. Wtedy uczen szuka, szuka i nie moze znalezc swojej zlej karmy. Wtedy Mistrz Zen mówil: "Twoja zla karma zniknela". To jest bardzo prosty styl. Nastepnie w zenie pojawilo sie wiecej techniki, czasami krzyk "KATZ" , czasami jeden palec, lub tylko uderzenie. Po tym czasie pojawilo sie nauczanie prawdy, niebo jest niebieskie, drzewo zielone, sciana jest biala, podloga zólta, ptaki spiewaja. Kiedy patrzysz, sluchasz, wachasz, wszystko jest prawda. Co to jest Budda ? - "suche gówno na patyku". Co to jest Budda? - "trzy funty lnu". "Dziesiec tysiecy Dharm powraca do jednosci, dokad powraca jednosc?" "Idz napij sie herbaty". Bardzo proste slowa. Ten styl mial poczatek podczas trwania dynastii Tong i Song, nastepnie pojawili sie ludzie propagujacy styl akademicki, czyli wiele myslenia, myslenia, myslenia. W tym czasie ukazala sie slynna ksiazka kong-anów "Ksiega Blekitnej Skaly". Zawiera 100 kong-anów, w niektórych przypadkach jest za wiele slów i momentami ksiazka staje sie zbyt skomplikowana.

Mistrz Zen Tae Hae zobaczyl ksiazke i stwierdzil, ze jest tam za duzo myslenia. Kazal ja spalic, poniewaz uznal, ze nie moze ona pomóc uczniom Zen. Taka byla praktyka podczas dynastii Sung, rozumieli prawde, ale jak uzyc tej prawdy, jak ona funkcjonuje w tym swiecie, nie rozumieli tego. Nastepnie w okresie dynastii Czung praktyka Zen prawie zniknela . Wtedy Zen przywedrowal do Korei i Japonii. W Korei mistrzowie kontynuowali Zen w starym stylu. W Japonii powstaly 3 szkoly. Szkola Rindzaj, Szkola Soto, Szkola Obaku, które czasami walczyly ze soba, a w ich nauczaniu bylo za duzo myslenia. Wtedy pojawilo sie duzo problemów. Obecnie tylko koreanski Zen utrzymuje stary styl. Równiez w koreanskim Zenie funkcja nie byla jasna.

Nastepnie koreanski Zen przybyl do Ameryki i do Polski i wtedy pojawilo sie nauczanie funkcji. Kiedy przychodzi ktos glodny - daj mu jesc, kiedy przychodzi ktos spragniony - daj mu pic, pojawia sie ktos cierpiacy - nalezy mu pomóc. Nazywamy to dzialaniem Bodhisattwy. Przedtem nie bylo zbyt duzo takiego nauczania, tylko prawda, prawda, prawda. Dlatego w Chinach Zen zniknal. Nastepnie wielu ludzi praktykowalo i praktykowalo, az wlasciwy Zen przywedrowal do Ameryki, potem do Polski. Na tym swiecie jest wiele religii, wiele rodzajów buddyzmu. Co jest wlasciwa religia, co jest wlasciwym buddyzmem? Budda byl bardzo inteligentny, rozumial historycznie i filozoficznie sytuacje w Indiach w tamtym czasie. Wtedy tez wierzono w Boga, drzewo, góre i rózne rodzaje religii. Budda nie mógl odsunac tych przeciwstawnych religii, poniewaz ludzie nie rozumieli swojej prawdziwej natury, tylko wierzyli w Boga i osiagali szczescie. Nie rozumieli swojej prawdziwej natury, prawdy i wlasciwej funkcji. Wtedy Budda poszedl w góry, przez 6 lat siedzial pod drzewem Bodhi. Pewnego ranka zobaczyl gwiazde - bum - osiagnal oswiecenie. To jest buddyzm. To jest nasza praktyka - osiagniecie oswiecenia jest bardzo wazne.

DSSNim spiewa sutre.

Niebieska góra nie porusza sie, bialy oblok przychodzi i odchodzi. Jednak ta blekitna góra i biala chmura sa pierwotnie puste.

4 x 5=20

Cztery razy piec równa sie dwadziescia, to wszyscy rozumieja, ale co to znaczy? Nikt nie rozumie, wiec tu jest problem. Ludzkie istoty za duzo rozumieja, ale nie rozumieja siebie.

Jesli jest duzo rozumienia, wtedy jest duzo problemów, tylko troche rozumienia, troche problemów, brak rozumienia, brak problemów !

Wiec tylko idzcie prosto - nie wiem i nie bedzie problemów. Osiagnijcie nie wiem, wtedy osiagniecie wszystko, to jest nasza praktyka.

Ta praktyka nie wiem jest kontynuowana od Buddy do teraz. Bodhidharma przybyl z Indii do Chin, po nim jego spadkobiercy przybyli do Korei. Dalej to nauczanie przeniesione zostalo do Ameryki i z Ameryki do Polski. Teraz w Polsce jest wielka Dharma, to jest wspaniale.

Ludzkie istoty maja wiele religii, co to jest ludzkie zycie? Nikt nie rozumie, przychodzimy z pustymi rekami, dlaczego pojawiamy sie na tym swiecie? Co tutaj robisz? Kiedy umrzesz? Dokad pójdziesz? Nie jasne, ludzkie istoty sa niejasne. Na poczatku sa niejasne i na koncu sa tez niejasne. Nasza praktyka oznacza poczatek jasny, wtedy wasza praca staje sie jasna, kiedy umrzecie, to takze staje sie jasne. Nastepne zycia po zyciu wciaz jasne. To znaczy uratowac wszystkie istoty, nazywamy to Droga Bodhisattwy. Nasza praktyka znaczy nie dla siebie, lecz dla wszystkich istot. Wtedy wasza praca staje sie jasna, wasz kierunek jest jasny, wasze dzialanie jest jasne. To jest bardzo wazny punkt. Jezeli nie rozumiecie wlasciwie pracy ludzkiej istoty, wtedy cale zycie jest niejasne. Ale wy przychodzicie tu, aby praktykowac i to jest wspaniale. Osiagnac swoja nature i znalezc wlasciwa droge, prawde i wlasciwe zycie. W Biblii jest powiedziane, ja jestem droga, prawda i zyciem. Jestem droga, jaka droga, co to jest prawda, co to jest zycie? Tylko mówimy o tym, wtedy nie mozna tego zrozumiec. Dlatego przychodzimy tutaj, praktykujemy, praktykujemy i wtedy droga oznacza osiagniecie swojej prawdziwej natury, osiagniecie uniwersalnej substancji, wtedy osiagniecie prawdy jest mozliwe.

Niebo jest niebieskie, drzewo zielone, sciana jest biala, pies szczeka hau, hau. Kiedy patrzysz, kiedy sluchasz, wszystko jest prawda. Prawda i Ty stajecie sie jednym. Nastepnie jak ta prawda moze wlasciwie funkcjonowac, aby pomóc innym ludziom. To jest wlasciwe zycie, a wiec nasza praktyka jest bardzo wazna. Kazdy przychodzi tutaj, praktykuje i to jest wspaniale.

Dawno temu Mistrz Zen Dok Sahn, przedtem mówilem Wam, jakiekolwiek pytanie mu zadano, on tylko uderzal. Mistrz Zen Gu Ji na kazde pytanie odpowiadal pokazujac jeden palec. Mistrz Zen Lin Chi, tylko krzyczal KATZ! Te trzy nauczania róznia sie, dzialania sa rózne, ale droga ta sama. W tamtych czasach Mistrz Zen Dok Sahn byl wielkim mistrzem, w jego swiatyni mieszkalo 700 mnichów. Pewnego dnia z rana wzial swoje miski i poszedl do sali Dharmy. Wtedy w klasztorze gospodarzem byl Sol Bong, który zobaczyl Mistrza i powiedzial: "Mistrzu, mistrzu, jeszcze nie uderzono w beben i dzwon nie zadzwonil, dokad idziesz niosac swoje miski?" To oznaczalo, ze jeszcze nie jest pora posilku. W wielkiej swiatyni, najpierw uderza sie w dzwon, potem w beben "bum, bum, bum", wtedy kazdy bierze miski i idzie do Sali Dharmy, gdzie wszyscy razem jedza. To jest regula, ale Mistrz Zen Dok Sahn, zanim zadzwonil dzwon i uderzono w beben, wzial miski i poszedl do Sali Dharmy. Byc moze stary mistrz o regule zapomnial i kiedy Sol Bong zauwazyl to i zapytal, Dok Sahn tylko wrócil do swojego pokoju. Po chwili glówny mnich Am Du przechodzil kolo kuchni i gospodarz powiedzial mu: "Gl. Mnichu przed chwila Mistrz Dok Sahn zanim uderzono w dzwon i beben, wzial swoje miski, aby udac sie na posilek. Kiedy zwrócilem mu uwage, nic nie powiedzial, tylko wrócil do swojego pokoju". Wtedy glówny mnich Am Du powiedzial: "O! Wielki Mistrz Zen Dok Sahn nie rozumie ostatniego slowa". Znaczenie "ostatniego slowa", to bardzo wazny punkt.

Przedtem spiewalem piosenke - "góra jest niebieska, woda plynie. Góra i woda sa puste.4X5 = 20". 4X5 = 20 to jest ostatnie slowo. Ostatnie slowo oznacza prawde i funkcje razem. Mistrz Zen Dok Sahn nie rozumial ostatniego slowa, znaczy to, ze nie rozumial wlasciwej sytuacji, wlasciwej funkcji i wlasciwej relacji. Sluzacy mistrza uslyszal rozmowe Gl. Mnicha z gospodarzem i opowiedzial o tym Dok Sahnowi: "Wielki mistrzu, glówny mnich powiedzial, ze nie rozumiesz ostatniego slowa". Wtedy mistrz bardzo sie rozzloscil i krzyknal: "Glówny mnichu przyjdz do mnie". "Tak, panie", "Ty nie wierzysz we mnie?" Wtedy Am Du wyszeptal cos mistrzowi do ucha". Wówczas gniew zszedl z twarzy mistrza, który usmiechnal sie, "aha, rozumiem".

Nastepnego dnia Mistrz Dok Sahn siedzac na podwyzszeniu wyglosil mowe dla siedmiuset mnichów.

Ta Mowa Dharmy byla inna niz poprzednie, zupelnie inna. Wtedy Am Du wyszedl na srodek i klaszczac w dlonie, smiejac sie glosno powiedzial: "Mistrz Zen rozumie ostatnie slowo, teraz juz nikt nie moze go sprawdzic". To jest ta historia i w dzisiejszej mowie Dharmy pojawia sie pytanie: "Co to jest ostatnie slowo". Mistrz Zen Dok Sahn nie rozumie ostatniego slowa. Ostatnie slowo nie jest specjalne, kiedy jestes glodny - jedz, jestes spragniony - pij, chwila po chwili utrzymuj wlasciwe dzialanie, wlasciwa sytuacje, wlasciwe relacje. To jest ostatnie slowo. Dlaczego Mistrz Zen wzial miski i poszedl do Sali Dharmy, przed pora posilku? Po uderzeniu w dzwon i beben bierzemy miski i idziemy na posilek.

Pierwsze pytanie - w tym czasie, jakie jest ostatnie slowo, w tym czasie co jest wlasciwa sytuacja, wlasciwa relacja, wlasciwym dzialaniem? Drugie pytanie, glówny mnich szepnal cos mistrzowi do ucha, co wyszeptal? PO uslyszeniu go twarz mistrza rozjasnila sie, gniew zniknal, usmiechnal sie i powiedzial "aha, rozumiem", wiec co takiego Am Du wyszeptal. To jest drugie pytanie. Nastepnie trzecie pytanie; glówny mnich wyszedl na srodek sali Dharmy, klaskal w dlonie i smial sie "teraz nasz mistrz rozumie ostatnie slowo"

pytanie brzmi: jakiego rodzaju mowe powiedzial Mistrz Dok Sahn? To bardzo wazny punkt. Ale jest jeszcze jedno pytanie. To ostatnie pytanie to prezent dla Was. Kiedy Mistrz przyszedl z miskami, gospodarz powiedzial: "jeszcze dzwon nie zabrzmial i nie uderzono w beben, dokad idziesz ze swoimi miskami". Dok Sahn nic nie odpowiedzial, tylko wrócil do swojego pokoju i dlatego problem sie pojawil. Moze gdyby cos powiedzial, ten problem by sie nie pojawil. Gdybys Ty byl Mistrzem Zen i gospodarz zapytal Cie: "jeszcze nie zabrzmial dzwon i nie uderzono w beben, dokad idziesz ze swoimi miskami?" Co ty bys odpowiedzial? To bardzo wazny punkt. To jest kong-an wysokiej klasy, przychodzcie tutaj i praktykujcie, wtedy mozecie zrozumiec te pytania.

Nastepny kong-an wysokiej klasy to "siec Man Gonga". Któregos dnia Mistrz Zen Man Gong usiadl na podwyzszeniu i powiedzial: "wszyscy praktykowaliscie mocno przez 3 miesiace, ja tylko robilem siec, to jest specjalna siec, moze zlapac wszystko, Budde, Bodhisattwe, wszystkie istoty. Ta siec zlapala caly swiat. Jezeli praktykowaliscie mocno, mozecie wydostac sie z tej sieci. Jak wydostaniecie sie z mojej sieci?" To bardzo wazny punkt, musicie zabrac siec Man Gonga.

Nastepny, jeszcze wyzszej klasy kong-an to "trzech mezczyzn spaceruje".

Pierwszy mezczyzna robi dzwiek mieczem, drugi wyciaga chusteczke, trzeci macha rekami. Co sie tam dzieje i co oni zobaczyli. To bardzo wazny punkt. Jesli przejdziecie przez te brame, mozecie zostac Ji Do Poep Sa Nimami, bez problemu i nosic czerwone kasa. Oni wszyscy przeszli przez te brame, wiec wszyscy przejdzcie przez te brame i zostancie Ji Do Poep Sa Nimami. Jezeli przejdziecie przez te brame, bardzo wazne jest, aby zostac Mistrzem Zen. Jezeli chcecie stac sie Mistrzem Zen, w USA jest kilku slawnych mistrzów Zen tradycji japonskiej i innych tradycji, trzeba podjac z nimi walke Dharmy. Bardzo wazne jest, zeby uderzyc tych mistrzów i wtedy kazdy sprawdza te walke Dharmy. Jezeli uczen uderzy wlasciwie, wtedy Mistrz Zen takze to sprawdza i mozna zostac Mistrzem Zen. To bardzo wazne.

W naszej tradycji mamy stopnie, jezeli ktos mocno praktykuje moze zostac JDPSNimem, nastepnie Mistrzem Zen i wtedy moze nauczac innych ludzi.

Mam nadzieje, ze kazdy bedzie mocno praktykowal, praktykowal, wasz osrodek stanie sie mocny, wtedy zobaczy jasno, uslyszy jasno, poczuje jasno, chwila po chwili bedzie utrzymywal wlasciwa sytuacje, wlasciwe dzialanie i wlasciwe relacje. Osiagnie wielka milosc, wielki wspólczucie, wielka droge Bodhisattwy i uratuje wszystkie istoty od cierpienia.

Dziekuje bardzo.

Mowa Dharmy

Mowa Dharmy Heili Downey wygloszona podczas INKA 7 kwietnia 1996 r.



Klania sie wszystkim.

(podnosi kij i uderza w stól)

Jezeli rozumiesz ten swiat-

wszystko na tym swiecie jest wlasnie takie jak to!

(podnosi kij i uderza w stól)

Znakomity nauczyciel powiedzial: Duch jest czysty i jasny

prawdziwa natura nie posiada zabarwien

tylko bez myslenia wlasnie tak jak to - jest Budda.

(trzymajac kij nad glowa): Czy widzicie?

(opuszczajac go w dól i uderzajac w stól) Czy slyszycie?

KATZ !

Dzis jest 7 kwiecien, 1996 r. Dziekuje wam za przybycie.

Pewien znakomity nauczyciel powiedzial pewnego razu: "Tylko bez myslenia - wlasnie tak jest Budda".

Zebrak w Kapsztadzie powiedzial: " To jest wlasnie jak to jest!"

Jakis czas temu w pewien zimny i wilgotny zimowy wieczór, Rodney, dwóch czlonków naszej sanghi i ja zdobylismy sie na odwage, by wyjsc i udac sie do Kapsztadu na kolacje. Po wspanialym posilku w komforcie cieplej i przytulnej restauracji, nadszedl czas by wyjsc i zostac przywitanym przez wyjacy wiatr i deszcz. Gdy zblizylismy sie do naszych samochodów, zauwazylismy dwóch "Bergies" - ludzi ulicy, którzy buduja swoje domy w górach czesto uzywajac do tego celu kartonowych pudel. Jeden z nich dal znak reka wskazujac, ze chce z nami rozmawiac. Jego gestykulacja spotkala sie z bardzo "Z dala , mój panie", ze strony Rodneya, uzywajacego równiez gestykulacji majacej zachecic owych dwóch "Bergies " do udania sie w inna strone. Bylo oczywiste, ze ton glosu Rodneya i jego gestykulacja nie zostala zauwazona, ja stalam sie obiektem uwagi tego czlowieka. Jednak zanim zdazyl cokolwiek powiedziec, zapytalam go co chce. Jego natychmiastowa odpowiedzia bylo "Prosze o dwa Randy" ( 2 USD)

W chwili gdy to zajscie mialo miejsce pracowalam udzielajac porad przy telefonie zaufania i mialam bardzo silny umysl "naprawiacza". Zamiast wiec podzielic sie moimi pieniedzmi. Chcialam wiedziec dlaczego on ich potrzebuje. Prawda byla taka, ze w swietle okolicznosci, nie wykazalam sie zrecznoscia w najmniejszym stopniu. Jego odpowiedz byla prosta: "By kupic wino, psze - pani !!" Jakby tej lekcji bylo mi jeszcze za malo, zasugerowalam mu, ze moze najpierw powinien kupic jedzenie a pózniej wino. Jego odpowiedz jeszcze raz - byla bardzo jasna: "Psze -pani, ma pani racje! Ale dzis jest bardzo zimno i mokro a wino nas rozgrzeje. Pózniej psze - pani, jesli bedziemy mieli dosc szczescia, moze znajdzie sie jakies jedzeni!!" Bez dalszych ceregieli podzielilismy sie naszymi pieniedzmi. W dodatku mieli rzeczywiscie dosc szczescia poniewaz poszlam kupic im jedzenie. Gdy wrócilam zapytal czy moglibysmy stanac w kregu wraz z dwoma jego kumplami, którzy do nas dolaczyli. Stanelismy na srodku chodnika w kole, trzymajac sie ramionami za barki, zaczal modlitwe: "Drogi Panie, dzieki ci za pozwolenie tym ludziom na pozwolenie nam, bysmy byli tym czym jestesmy. Amen!" Proszac kazdego z nas o zatrzymanie dwu - randowej monety - tak by on z kolei mógl cos z siebie dac - to byla spora lekcja. Byl juz czas by rozejsc sie i ruszyc w swoja droge. Ten sam czlowiek delikatnie pociagnal kieszen Rodneya. Jednak zanim zdazyl cokolwiek powiedziec, Rodney powiedzial "Przykro mi, nie mam pieniedzy" Odpowiedzia "Bergiego" bylo: "Nie prosze pana, nie prosilem o pieniadze tylko o cos by nas pamietac!" Z dlonmi zlozonymi razem Rodey uklonil sie "Bergiemu" i powiedzial "Dziekuje Ci za twoje nauczanie". Jego odpowiedz: "NIE PROSZE PANA TO NIE JEST NAUCZANIE, TO JEST WLASNIE TAK JAK JEST !!".

Pewien znakomity nauczyciel powiedzial : "Tylko bez myslenia - wlasnie tak jak jest, to Budda!"

Kapsztadzki "Bergie" powiedzial: "To jest wlasnie tak jak jest!"

W tej ceremonii nadawania tytulów Dzi Do PSNima, czcimy pamiec naszych przodków i skladamy honor naszym Nauczycielom przeszlosci, terazniejszosci i przyszlosci. Klaniam sie naszemu Dharma Center i rodzinie dharmy w Afryce Poludniowej. Klaniam sie wszystkim "Bergie" i naszym sasiadom - Afrykanskiej Misji Wiary Chrzescijanskiej i ich dzwonom koscielnym i ich "Alleluja!". Klaniam sie wszystkim obecnym w tym zgromadzeniu w podziece za wasze Wielkie Slubowanie i wysilek.

(podnosi kij i uderza w stól)

W jednym narozniku wieze Misji Wiary Chrzescijanskiej.

(podnosi kij i uderza i stól)

W przeciwleglym narozniku - Poep Kwang Sa.

(podnosi kij i uderza w stól)

Chrzescijanie, z kazda chwila staja sie starsi; góry zawsze sa niebieskie - Buddysci z kazda chwila staja sie starsi, góry sa zawsze niebieskie. Aleluja! i "Kwan Se Um Bosal!" wypelniaja niebo, dzwony koscielne i moktak polykaja wszystko.

Które wolicie?

Dokad one odeszly?

KATZ !

Wewnatrz wiele twarzy, twarzy promieniujacych jasno, na dól do sali po prawej, lunch jest gotowy!

tlum. Aleksander Skwara

WIELKA KWESTIA ZYCIA I ¦MIERCI



1. Nie jest latwo zostac Bhikku czy Bhikkhuni. Czlowiek nie zostaje Sunimem, by dobrze je¶c i ubierac sie. Raczej chce byc wolnym od zycia i ¶mierci, osiagaj±c stan Buddy.

2. Aby osi±gn±c stan Buddy, nalezy odkryc swój wlasny Umysl, który kazdy juz ma we wlasnym ciele.

3. Aby odkryc Umysl, nalezy zrozumiec, ze to cialo to nic wiecej, jak tylko zwloki, a ten ¶wiat, na dobre i zle, jest tylko snem. Czyja¶ ¶mierc jest jak opuszczenie wieczorem tego samego dnia, w którym zjawile¶ sie o poranku. Po ¶mierci mozna czasem odrodzic sie w jednym z piekiel, czasem w królestwie zwierz±t, a czasami w królestwie duchów. Wówczas trzeba znie¶c niezliczone bóle i cierpienia.

4. Skoro to jest prawd±, nie zajmuj sie zyciem doczesnym. Po prostu badaj i obserwuj swój wlasny umysl przez caly czas. Jak wygl±da to, co teraz widzi, slyszy i my¶li? Czy ma to jak±¶ forme czy tez nie? Czy jest to duze czy male? Czy jest zólte czy zielone? Czy jest jasne czy ciemne?

5. Uwaznie obserwuj i badaj te kwestie. Pozwól by twe dociekanie i obserwacja staly sie jak kot lapi±cy mysz, lub jak kura siedz±ca na jajach, lub jak rozpaczliwie glodna, stara, sprytna mysz wygryzaj±ca dziure w worku z ryzem. Niech twe dociekanie i obserwacja bed± skupione w jednym punkcie i nie zapomnij o tym. Utrzymuj je w±tpi±c i zapytuj±c siebie. Nie pozwól, by twe zapytywanie ucieklo, nawet wówczas, gdy nie robisz nic szczególnego. Dzieki gorliwemu i szczeremu praktykowaniu w ten sposób nadejdzie w koncu moment przebudzenia twego Umyslu.

6. Pracuj wytrwale poprzez umacnianie twej wiary. Umacnianie twej wiary jest szczerym przebadaniem tej kwestii.

7. Jest niezwykle trudno urodzic sie istot± ludzk±. O wiele trudniej jest urodzic sie w sprzyjaj±cych okoliczno¶ciach, a jeszcze trudniej zostac Bhikku lub Bhikkuni. Najtudniejsz± rzecz± ze wszystkich jest odnale¶c wla¶ciwe i rzetelne nauczanie Dharmy. Powinni¶my to gleboko rozwazyc.

8. Budda Siakjamuni powiedzial kiedy¶: ˝ Ten, kto jest juz istot± ludzk±, jest jak drobina ziemi, która przylgnela do paznokcia, natomiast kto¶, kto stal sie zwierzeciem, traciwszy swe ludzkie cialo, jest tak zwykly, jak brud na ziemi.˝ Je¶li kto¶ obecnie utraci ludzkie cialo, bedzie musial czekac niezliczone eony, aby je odzyskac. Kiedy kto¶ znajduje sie w jednym z wielu piekiel, jest tego nie¶wiadomy, jakby bawil sie w ogrodzie kwiatów staj±c sie glodnym duchem, asur± czy zwierzeciem zachowuje sie jakby mieszkal we wlasnym domu.

9. Jednakze je¶li kto¶ sie przebudzil i osi±gn±l stan Buddy, nie musi wiecej zyc lub umierac. Znaczy to, ze nie musi znosic wiecej zadnego rodzaju cierpienia. Slowa te, jedno po drugim, powinny byc dokladnie rozwazone.

10. Pewnego razu Mistrz Zen Kwon, Bhikku, zacz±l medytowac od ranka do nocy. Kiedy tylko zachodzilo slonce, sfrustrowany walil pie¶ciami w ziemie i krzyczal: ˝ Stracilem kolejny dzien nie realizuj±c mojego Umyslu.˝ Czynil tak kazdego dnia, dopóki nie przebudzil sie w pelni. Jako ze jest wielu, którzy wykazali sie determinacj± Mistrza Kwon’a, byloby niemozliwe, abym cytowal kazdego, kto mial tak± determinacje, by medytowac, az do osi±gniecia o¶wiecenia.

11. Zadna z tych osób nie troszczyla sie o zycie lub ¶mierc, ani o jedzenie, sen czy ubranie. W naszym dociekaniu powinni¶my praktykowac w ten sam sposób. Rozwazmy to dokladnie!

12. Mistrz Zen Dong Sahn napisal kiedy¶: Nie szukaj zaszczytnych tytulów, nie zycz sobie posiadania wielu rzeczy, ani tez nie pro¶ o dobrobyt. Gdziekolwiek sie znajdziesz, po prostu zyj w zgodzie ze swoj± karm±, tu i teraz, w tym zyciu. Je¶li twoje ubranie zniszczy sie, lataj je wci±z na nowo. Je¶li nie masz jedzenia, nie troszcz sie zbytnio o to, by go szukac. Gdy ciepla energia pod twoj± brod± zrobi sie zimna, stojesz sie nagle zwlokami. To, co zostaje po ¶mierci, jest tylko pustym imieniem. Bo ile w koncu czasu bedzie zylo to przemijaj±ce cialo? Pocóz pracowac ciezko, tylko po to, aby zdobywac bezuzyteczne rzeczy . To tylko zaciemni twój umysl i sprawi ze zapomnisz o praktyce.

13. Po przebudzeniu wlasnego umyslu, nalezy zawsze zachowywac jego czysto¶c i cisze. Utrzymuj ten umysl, nie pozwalaj±c, by zostal splamiony doczesnymi sprawami. Wówczas wydarzy sie mnóstwo dobrych rzeczy. Szczerze wierz w to. Gdy bedziesz musial umrzec, nie bedzie juz wiecej cierpienia i choroby. Mozesz odej¶c wolny w Nirwane lub gdziekolwiek zechcesz ( znaczy to, ze panujesz nad swym zyciem jako wolny czlowiek w tym ¶wiecie).

14. Budda Siakjamuni powiedzial, ze je¶li ktokolwiek - mezczyzna lub kobieta, stary czy mlody - daje wiare tym slowom i praktykuje, kazdy z nich stanie sie Budd±. Dlaczego Budda Siakjamuni mialby nas oszukac?

15. Pi±ty Patriarcha, Mistrz Zen Hung Jen, powiedzial: ˝ Poprzez badanie i obserwacje umyslu, kazdy zostanie naturalnie o¶wiecony.˝ I dalej obiecal nam: ˝ Je¶li nie dajesz wiary temu co mówie, w przyszlych zywotach bedziesz pozerany przez tygrysy wci±z na nowo. Z drugiej jednak strony, je¶li to ja ciebie oszukalem, wpadne do piekielnych lochów, które nie maj± wyj¶cia.˝ Skoro Patriarchowie powiedzieli te slowa, czyz nie powinni¶my wzi±c ich sobie do serca?

16. Je¶li podejmiesz sie tej praktyki, nie wzburzaj swego umyslu, niech bedzie niczym góra. Pozwól, by twój umysl byl jak czysta i pusta przestrzen i nadal rozwazaj o¶wiecaj±c± Dharme, jak ksiezyc, który odbija slonce. To, czy inni uwazaj± , ze masz racje czy tez nie, nie jest twoj± trosk±. Nie os±dzaj, ani nie krytykuj innych. Po prostu b±dL spokojny i dzialaj nie namy¶laj±c sie wiele, tak jak robi to prostak czy glupiec, lub jak kto¶, kto nagle utracil mowe i sluch. SpedL swoje zycie jak gdyby¶ nie mógl uslyszec niczego lub jak male dziecko. Wtedy, predzej czy póLniej, iluzje znikn±.

17. Dla tego, kto chce osi±gn±c stan Buddy, próbowanie zrozumienia i kierowania doczesnym zyciem jest zupelnie bezuzyteczne. To tak, jakby kto¶ chcial przyrz±dzic posilek z krowiego lajna lub wyci±c jaspis z blota. Jest to calkowicie bezuzyteczne do osi±gniecia stanu Buddy. Nie ma zadnego powodu, by zajmowac sie doczesnymi sprawami.

18. Postrzegaj swoj± wlasn± ¶mierc w ¶mierci innych. Nie pokladaj wiary w to cialo. Raczej przypominaj sobie wci±z na nowo, by nie stracic ani chwili, by prze budzic swój umysl.

19. Zapytuj siebie raz za razem: ˝ Jak wygl±da ten umysl? ˝. O kazdej porze wci±z pytaj siebie: ˝ Jak wygl±da ten umysl? ˝.Rozwazaj to pytanie tak intensywnie jak umieraj±cy z glodu czlowiek, który my¶li tylko o dobrym jedzeniu. Nigdy nie rezygnuj z pytania siebie.

20. Budda powiedzial, ze cokolwiek ma forme jest zludzeniem. Powiedzial równiez, ze cokolwiek co robi zwykly czlowiek podlega zyciu i ¶mierci. Istnieje dla nas tylko jedna droga, zeby stac sie prawdziw± osob±, a jest ni± przebudzenie wlasnego umyslu.

21. Jest powiedziane: ˝ Nie pij alkoholu ˝, albowiem oszolomi to i otepi twój umysl, jak równiez: ˝ Nie klam ˝, gdyz to tylko wzmaga zludne stany umyslu. Dalej jest powiedziane: ˝ Nie kradnij ˝, gdyz przez to twój umysl stanie sie zazdrosny i pelen poz±dan. Powiniene¶ przestrzegac tych i wszystkich innych wskazan. Lamanie wskazan moze byc bardzo szkodliwe dla twej praktyki i zycia. Nie powiniene¶ chwytac sie lub sklaniac ku lamaniu jakiegokolwiek z nich.

22. Mistrz Chinul wspomnial kiedy¶, ze pragnienia pieniedzy i seksu s± jak przewrotne, jadowite weze. Obserwuj swoje cialo i umysl uwaznie, kiedy takie pragnienia pojawiaj± sie i postrzegaj je takimi jakimi s±. Oddal sie od nich tak bardzo, jak to tylko mozliwe. Te slowa s± niezwykle wazne i powinny zostac zapamietane. Sprawi±, ze twe dociekanie bedzie bardziej efektywne.

23. Budda naucza, ze rozgniewanie sie nawet raz, wznieca dziesiec milionów nikczemnych grzechów. Uczen musi po prostu znosic i tolerowac gniewny umysl. Wielu mistrzów powiedzialo równiez, ze z powodu gniewu czlowiek staje sie w przyszlym zyciu tygrysem, pszczol±, wezem lub innym podobnym kluj±cym lub k±saj±cym stworzeniem. Z glupoty czlowiek staje sie ptakiem lub motylem. Zaleznie od stopnia tepoty mozna stac sie mrówk±, komarem lub czym¶ podobnym. Poz±danie rzeczy powoduje stanie sie glodnym duchem. Rodzaj pragnienia czy gniewu okre¶la charakter piekla, do którego sie odpowiednio wpada. Kazdy stan umyslu okre¶la rodzaj stworzenia, którym dana osoba sie stanie.

24. Jednakze, je¶li czyj¶ umysl jest nieprzywi±zany, stanie sie on Budd±. Nawet ˝dobry ˝ lub pozytywny stan umyslu jest bezuzyteczny. Gdyz pomimo, ze taki stan umyslu moze stworzyc niebianskie przyszle zycia, jest wci±z ograniczony. Kiedy tylko kto¶ osi±ga niebiosa, natychmiast zaczyna spadac do piekielnych lub zwierzecych ¶wiatów w kolejnych narodzinach. Je¶li w umy¶le nie jest utrzymywana zadna intencja, wówczas nie ma miejsca, gdzie mozna by sie znów odrodzic. Je¶li czyj¶ umysl jest tak czysty i nieporuszony, nie moze i¶c do ciemnych miejsc. Ten czysty i spokojny umysl to droga Buddy.

25. Je¶li kto¶ zapytuje sie z niezm±con± determinacj±, wówczas ten umysl naturalnie uspokaja sie i staje sie cichy. W ten sposób automatycznie urzeczywistnia sie wlasny umysl jako nieporuszony i spokojny. Jest to tym samym co stanie sie Budd±.

26. Ta metoda jest bardzo bezpo¶rednia i zmierzajaca prosto do celu. To najlepszy sposób w jaki mozna praktykowac. Czytaj i badaj t± mowe od czasu do czasu i gdy nadarzy sie wla¶ciwa okazja, mów nawet o niej innym ludziom. Jest to tak samo dobre, jak czytanie osiemdziesieciu czterech tysiecy tomów pism. Praktykuj±c w ten sposób osi±gniesz stan Buddy w przeci±gu tego zycia. Nie my¶l, ze ta mowa to jaka¶ zaplanowana z góry zacheta, czy tez stosowny podstep. Pod±zaj za tymi slowami zdecydowany z calego serca.

27. W glebokim w±wozie, gdzie nieustannie plynie czysty strumien, wszedzie ¶piewaj± wszelkie rodzaje ptaków. Nikt nigdy nie zjawia sie, by odwiedzic to miejsce. Jest to tak zwane miejsce Sunima (klasztor) i jest ciche i spokojne. To tu wla¶nie siedze, obserwuje i badam czym jest ten umysl. Teraz, je¶li ten umysl nie jest tym, czym Budda jest, wówczas czym innym móglby on byc?

28. Uslyszale¶ wla¶nie bardzo rzadko slyszan± mowe. Powiniene¶ dalej entuzjastycznie badac t± wielk± kwestie. Nie ¶piesz sie, gdyz mozesz rozchorowac sie lub dostac strasznego bólu glowy. Wycisz sie, a potem medytuj bezustannie. A ponad wszystko, uwazaj aby¶ nie zmuszal sie do tego. Raczej odprez sie i pozwól, aby wla¶ciwe zapytywanie bylo wewn±trz.

 

Bhikku, Bhikkuni (pali), Sunim (koreanski): mnich, mniszka.
Gloria.

Heila Downey, Primary Point, spring 1996r. Tlum. Piotr Janus

Jakies cztery i pól roku temu urodzila sie mala dziewczynka. Kiedy miala szesc godzin jej matka przyniosla ja do sali Dharmy w Osrodku Dharmy w Poludniowej Afryce, gdzie uczestnicy czterodniowego odosobnienia otoczyli je kolem spiewajac OM MANI PADME HUNG. Oto jej historia. Od bardzo wczesnego, wieku mala Gloria, Xhosa z urodzenia, miala bardzo silne zwiazki z Sala Dharmy i wkrótce malutka para bucików ulozonych bardzo starannie razem, byla znajdowana przed wejsciem do sali.

Bardzo szybko po tym jak Gloria zaczela mówic zaczela takze spiewac: "Bosal, Bosal, Bosaaal!" Ma teraz cztery i pól roku, i czesto ja slychac spiewajaca "Kwan Seum Bosal". Przylacza sie do formalnej praktyki przy kazdej okazji. Niedlugo po smierci Su Bong Sunima podczas ogladania na wideo ceremonii jego pogrzebu i kremacji, powtarzajac "Dzi Dzang Bosal, Dzi Dzang Bosal..." nagle zatrzymala sie i powiedziala: "Babam /Heila/, wiesz co? Ja KOCHAM KWAN SEUM BOSAL!" i "Mistrza Zen Su Bong umarl... to bardzo dobrze, bo teraz moze byc znów nowy!" Wszystko to w wieku trzech i pól roku!

We wtorki czwartki, kiedy nie idzie do szkoly czesto spedza czas robiac praktyke w Sali Dharmy. Ubiera szate do poklonów, ustawia przed soba zegar, czugpi, spiewnik, moktak i ksiazke z naukami. Najpierw robi poklony - czasami az siedemdziesiat piec! Potem bez robienia przerwy uderza czugpi trzy razy. Czas medytacji! Kilka minut pózniej - czug, czug, czug! Koniec siedzenia. Bezbledne uderzenie moktaka. Czas na spiewy specjalne. Kwan Seum Bosal i Sutra Dziesieciu Tysiecy Oczu i Rak zlaczone w jedna, po troche z kazdej, tworza ceremonie spiewów. Po zakonczeniu ustalonych zajec odklada wszystko na oltarz, klania sie wychodzac z Sali Dharmy i prosi Mamusie albo Babam, zeby odwiesily jej szate. Zadnego zaaferowania, n i c s p e c j a l n e g o!

Jednego takiego dnia po praktyce zagadnelam ja, gdy opuszczala Sale Dharmy. Zapytalam ja czy kocha Kwan Seum Bosal. Wykrzyknela bez wahania: "Tak Babam, kocham KWAN SEUM BOSAL!" Na to ja postawilam pytanie "Gloria, czy wiesz co to znaczy Kwan Seum Bosal?" I znowu bez wahania..."Tak Babam, KWAN SEUM BOSAL!" Nieznacznie zaskoczona powiedzialam: "Dobrze ale znaczenie slów jest "prosze ocal ten swiat od cierpienia". Po odpowiedzi Glori zaniemówilam. Ona powiedziala "O, to wspaniale Babam, masz na mysli ocalic wszystkie stworzenia za Jezusa Chrystusa - Podoba mi sie to!"

Zeszlego marca Mistrz Zen Wu Bong Soen Sa odwiedzil Osrodek Dharmy zeby poprowadzic siedmiodniowe Yong Maeng Jong Jin. Gloria czesto przylaczala sie do siedzenia, a jeszcze czesciej przylaczala sie do nas w czasie posilków formalnych z wlasnymi czterema miskami i prawie bez jednego slowa. Po posilku jej zadaniem bylo zrolowac mate i odniesc ja, a potem... do pokoju Wu Bong Soen Sa na. slodycze! Pewnego dnia w czasie tego odosobnienia znalazlam ja placzaca w lazience na krótko przed rozpoczeciem mowy Dharmy. Przyczyna strapienia? Mamusia powiedziala jej, ze powinna isc do lózka, a ona chciala posluchac mowy Dharmy! I tak juz potem robila. Sluchajac przez godzine, a czasami dluzej - calkowicie oczarowana.

17 lipca 1995 przeprowadzilismy ceremonie upamietniajaca pierwsza rocznice smierci Su Bong Su Nima. Gloria spiewala z zapalem! Przed ceremonia podeszla i zapytala mnie czy bedziemy robic poklony dla Mistrza Zen Su Bonga Soen Sa. Gdy odpowiedzialam, ze raczej nie ona powiedziala "Dobrze, ja bede sie klaniac, zeby powiedziec Wszystkiego Najlepszego w Dniu Urodzin Su Bong Soen Sa!" Natychmiast polozyla mate przed oltarzem i rozpoczela poklony. A potem, gdy pilismy herbate podeszla do mnie z pytaniem: "Babam, kiedy Su Bong Soen Sa moze byc znów "zafiksowany?" Gdy chcialam sie dowiedziec, co ma na mysli, odpowiedziala: "No, ze on moze byc znów jak my."

Bardzo zaklopotany tym wszystkim ktos zapytal Antonio, Mame Glorii, jak ona zaangazowana chrzescijanka moze kontaktowac sie z nami buddystami i pozwalac Glorii na uczestniczenie w praktyce w sposób tak dowolny? Odpowiedzia Antonio bylo: "Jak to moze byc przeszkoda....? Tak dlugo jak moze pomagac ludziom."

KWAN SEUM BOSAL, KWAN SEUM BOSAL. KWAN SEUM BOSAAAAAL!



KJOL CZE - CAŁKOWICIE RAZEM
Mowa Dharmy wygłoszona przez Mistrza Nauczyciela Dharmy See Hoy Liau (Nieżyjący już Mistrz Zen Su Bong Soen Sa) podczas ceremoni otwierającej zimowe Kjol Cze w 1983 roku.

 

Bardzo miło znaleźć się tutaj w tej nowej sali Dharmy w dniu rozpoczęcia kjol cze. Soen Sa Nim przedstwieł nam wczorej wieczór poemat noworoczny, w którym pyta : "Gdzie można odnaleźć dzisiejszy dzień?" Wszyscy wiemy; dzisiaj jest niedziela, 2 stycznia, początek kjol cze.
Kjol cze oznacza skupioną Dharmę. Mamy szczęście, że znaleźliśmy się tutaj razem, naprawdę mamy szczęście. To nie jest przypadek, że jesteśmy tutaj, nie mieliśmy innego wyboru. Nie mieć wyboru to szczęście. Odchodząc z tego świata , odejdziemy z pustymi rękami, nie mając wyboru, I to wszystko. Ale dlaczego jesteśmy tutaj? Kompas Zen mówi:

Życie jest jak przepływający obłok , który się pojawia.
Śmierć jest jak przepływający obłok, który znika .
Przepływający obłok w gruncie rzczy nie istnieje.
Życie i śmierć, przychodzenie i odchodzenie, są również takie jak to.
Ale jest jedna rzecz, która zawsze pozostaje czysta.
Jest czysta i jasna, niezależnie od życia i śmierci.
Co jest tą jedną czysta i jasną rzeczą?

Jesli dowiemy sie tego, zrozumiemy nasza ludzka nature. Ale jak mozemy sie dowiedziec? Mamy szczescie, naprawde mamy szczescie, zesmy sie tu wszyscy razem spotkali na 90 dni skupienia Dharmy. Takie dzialenie pozwoli nam dowiedziec sie, co to jes ta jedna czysta i jasna rzecz. Nie tylko dowiemy sie tego, bedziemy brac w tym udzial, czyniac te jedna jasna i czysta rzecz.
Kjol cze jest działaniem jednej czystej i jasnej rzczy. Wię nie trzeba szukać niczego innego. Tylko działanie, doświadczenie wspólnego siedzenia, wspólnych pokłonów, wspólnego jedzenia, wspólnej pracy, polegania sobie nawzajem. To już jest czyste i jasne, to już jest ludzka natura. To znacz, że nic na już nie brakuje, ale ponieważ pragniemy czegoś więcej, więc wszystko wydaje się niezupełne.
Kjol cze znaczy praktykować i pozwolić, aby ta jedna czysta i jasna rzecz, nasz ludzka natura, działała swobodnie, wspólnie z innymi. To znaczy, że ręka nigdy nie sprawdza stopy. Gdzie stopa idzie? Reka nigdy tego nie sprawdza. Ucho nigdy nie sprawdza oka. Oko nigdy nie sprawdza nosa. Nos nigdy nie sprawdza ust. Oczy po prostu widzą, uszy tylko słyszą; każde robi swoje i całkowicie razem. Wtedy gdy wszystkie postrzezenia zejdą się razem, mozliwe jest właściwe działenie.
Kjol cze naprawdę znaczy polegać na sobie nawzajem, troszczyć się o siebie wzajemnie, wspónie pracować, gdy nic nie przeszkadza, to znaczy bez "ja", bez wyboru.
To wszystko, co mogę powiedzieć. Jeśli pozwolisz aby to się działo przez 90 dni lub 21 dni, lub chociaż przez 1 dzień, jeśli porzucisz wszystko i tak jak mówił to Mu Sang Su Nim ostatniego wieczoru "tylko zanurz się w tym" - to wystarczy. Jesli tego nie rozumiesz, wtedy idź tylko prosto - "nie wiem". Nie pragnij niczego. Jeśli stwarzasz coś, przeskadzasz wszystkiemu, przeszkadzasz swojej ludzkiej naturze. Po prostu pozwól temu przepływać swobodnie. Jak to robić, aby wszystko przepływało swobodnie? O 4.30 obudź się, o 4.45 rób pokłony, o 5.15 siedź, a o 7.30 jedz śniadanie, o 8.00 pracuj. To znaczy swobodne przpływanie. Jeśli pozwolisz, aby się to działo, to nie tylko w czasie kjol cze, ale też później, kiedy stąd odejdziesz, wszysto będzie mogło przepływać swobodnie. Jeśli tego nie rozumiesz, idź tylko prosto "nie wiem" i rób to.
Czyż nie wiesz, że "nie wiem" jest tylko najlepszym przyjacielem? Nie potrzebujesz żadnego innego przyjaciela. Jeśli pozwolisz, aby twój przyjaciel "nie wiem" stawał się bliższy i bliższy, wtedy w końcu spotkasz się z nim twarzą w twarz i on powie ci "cześć". I wtedy ... Achaaa, to mój przyjaciel, nie tylko mój przyjaciel, ale przyjaciel Boga, twój przyjaciel, przyjaciel Buddy, przyjaciel demona. I wtedy zrozumiesz, że każdy ma tego samego przyjaciela. Ten przyjaciel "nie wiem" jest przyjacielem wszystkich, najlepszym przyjacielem każdego, Nie wiesz nic, wszystko jest "nie wiem" Ale nawet jeśli to osiągniesz, konieczny jest jeszcze jeden krok. Po prostu pozwól, aby "nie wiem"działało i wtedy , gdy pojawi się przed nami: "suche gówno na patyku" Jun Mena, nasza ludzka natura ujawni się samoistnie. To już się dzieje codziennie, ale my w to nie wierzymy. Mam nadzieję, że przez to 90 dni kjol cze pójdziemy tylko prosto i będziemy utrzymywać umysł, który nie pragnie nic, umysł, który nigdy nic nie zatrzymuje i nic nie sprawdza, a tylko współdziała z innymi, jakby nasze ciała zależały wzajemnie od siebie. Nikt z ludzi nie jest bardziej ważny czy mniej ważny. Po prostu jedno ciało działające razem. Jeśli dokonamy tego, będziemy mogli zrozumieć, co to jest ludzka natura i osiągniemy slowa: "Czy mogę ci pomóc?" Jeśli to osiągniemy, wtedy pokój na świecie będzie możliwy. Wy już dokonaliście tego wyboru. A więc mamy nadzieję, że przez 90 dni dokonamy tego wysiłku, który nie jest ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale jest naszym własnym szczerym wysiłkiem, krok po kroku, przez nieskonczoną ilość kalp, po prostu przepływa. A wtedy wybawicie wszystkie istoty od cierpienia.

Dziękuję.

 

 

MUSISZ UCZYC SIE OD SWOJEJ CÓRKI

(rozdzial z ksi±zki "Tylko nie wiem" Mistrza Zen Seung Sahna)

 

Ile Ife, Nigeria
5. 10. 1977


Drogi Bystrooki, Czcigodny Nauczycielu Mocnego Treningu,
Przyjmuje schronienie w Trzech Klejnotach.
Pozwól mi pozdrowic Cie z kraju hebanowego królestwa.

W 1975 roku bylem na mowie Dharmy w Instytucie Afrykanskim w Bostonie. Ostatnio, otrzymalem kopie "Strzepuj±c popiól na Budde" i czytanie tej ksi±zki sprawilo mi wielk± przyjemno¶c. Takze moja roczna córka, Tara, miala ogromn± przyjemno¶c ze zjadania jej okladki. Mam wiec pytanie: "Jak nauczyc roczn±, br±zow± Tare nie jedzenia Buddy?"

Mamy teraz okres ulewnych deszczów i dzi¶ rano, kiedy jechalem do pracy, widzialem samochód "Federalnego Publicznego O¶wiecenia" zaparkowany przy drodze, w czasie kiedy jego kierowca wypróznial sie w krzakach.

Popiól kadzidla spada
Wielki grzmot.
Nie ma nieba bardziej niebieskiego.
Zloty kogut nie moze
Stac na jednej nodze
I lapac motyli
W czasie gdy kot Dharmy
Sika na malpe
Która strzepuje popiól na Budde.


Mam nadzieje, ze znajdziesz czas na odpisanie.
Szczerze oddany,

Harvey.


 


6.11.1977


Drogi Wspanialy Przyjacielu w Dharmie, Harvey,

Jak sie masz Ty i Twoje dziecko jedz±ce Budde? Dziekuje za Twój list. Jeste¶ bardzo daleko, lecz jeste¶ bardzo blisko.
W swoim li¶cie piszesz, ze byle¶ na mowie Dharmy w 1975. To ¶wietnie. Stworzy- le¶ t± dobr± karme i teraz stali¶my sie sobie bliscy.
Piszesz, ze czytasz "Strzepuj±c popiól na Budde". To bardzo dobrze. Takze mówisz, ze Twoja córka jadla okladke i pytasz jak uczyc roczn±, br±zow± Tare nie jedzenia Buddy. Twoja córka jest lepsza od Ciebie, poniewaz moze je¶c Budde, a Ty nie. Twoja córka jest mocniejsza od Buddy, wiec go zjada. Ona juz zdala egzamin.
Jedzenie Buddy oznacza - brak Buddy. Dawno temu kto¶ zapytal Mistrza Ma Jo: "Co to jest Budda?". Odpowiedzial: "Umysl jest Budd±, Budda jest umyslem". Nastepnego dnia, kto¶ inny zadal mu to samo pytanie i Ma Jo odpowiedzial: "Ani umysl, ani Budda". Co jest prawdziwym Budd±?. Je¶li zjesz Budde, wtedy Budda nie ma nazwy, nie ma formy, nie ma mowy, ani slów. Nazwa-Budda i forma-Budda znikaj±. Musisz wiec, uczyc sie od swojej córki i zje¶c wszystkich Buddów przeszlo¶ci, teraLniejszo¶ci i przyszlo¶ci. Pytasz: "Jak moge uczyc swoj± córke?". To wielki bl±d. Musisz uczyc sie od niej!.

"Strzepuj±c popiól na Budde" jest pelne niedobrej mowy, wiec Twoja córka uczy Ciebie: "Nie czytaj tej ksi±zki. To nie jest wla¶ciwa droga!" Twoja córka rozumie moje nauczanie. Moje nauczanie znaczy, odrzuc to wszystko daleko. Tylko idL prosto - "nie wiem". Moze jeste¶ przywi±zany do slów, wiec Tara zjadla "Strzepuj±c popiól na Budde". Jej odpowiedL jest bardzo dobra. Lepsza od Twojej.
Opowie¶c o samochodzie "Federalnego Publicznego O¶wiecenia" jest bardzo interesuj±ca. Jest 84.000 rodzajów o¶wiecenia. Lecz je¶li dodasz Federalne Publiczne O¶wiecenie, masz 84.001. Moze lubisz to ostatnie O¶wiecenie. Twój wiersz jest cudowny. Mówisz: "Nie ma nieba bardziej niebieskiego". To bardzo ciekawe slowa. Ja mówie: "Nie ma nieba - znaczy - nie ma ziemi". Jak wiec mozesz pozostac przy zyciu? Moze staniesz sie bardziej niebieski. Wtedy mozesz zyc. Zatem jak mozesz stac sie bardziej niebieski? To bardzo wazny punkt!
Mam nadzieje, ze idziesz wprost - nie wiem, zjesz wszystkich Buddów, osi±gniesz o¶wiecenie i uratujesz wszystkie istoty od cierpienia.

Twój w Dharmie,

S.S.

Jak medytowac?

Medytacja to nic specjalnego - Mistrz Zen Ko Bong

Mamy trzy trucizny; chciwosc, gniew i ignorancje. Jesli je porzucisz wtedy twoja natura Buddy bedzie jak czyste zwierciadlo, przezroczysty lód, jesienne niebo albo czyste jezioro. Caly wszechswiat jest w twoim tantien (centrum). Kiedy twój umysl bedzie wyciszony i ty bedziesz w pokoju. Twoje serce bedzie czyste jak jesienny wiatr - nie przywiazane.

Jesli osiagniesz ten poziom, jestes polowa mnicha Zen. Ale, jesli satysfakcjonuje cie to, jestes wciaz ignorantem na drodze Buddów i patriarchów. To jest wielki blad, poniewaz demony wkrótce cie pociagna do swoich piekiel.

Medytacja jest na poczatku niczym specjalnym. Tylko utrzymuj mocny umysl praktyki. Jesli chcesz sie uwolnic od rozterek i osiagnac oswiecenie, to jest takze blad. Odrzuc ten rodzaj myslenia; utrzymuj tylko uwazny umysl i praktyke. Wtedy bedziesz stopniowo osiagal "tylko rób to".

Wszyscy chca medytacji, myslac o niej w kategoriach, medycyny i choroby. Jakkolwiek, nie obawiaj sie, to co myslisz jako chorobe. Tylko obawiaj sie, to zbyt wolno. Któregos dnia osiagniesz oswiecenie.

 

„Wszystkie bramy sa umowne”
Mistrz Zen Dae Gak



fragment ksiazki „Going Beyond Buddha”


Spedzamy cale nasze zycie wierzac, ze istnieje zewnatrz i wewnatrz, ze istnieje brama, która oddziela ustalona jazn, „ja”, od czegos innego, co nazywamy „nie ja”. Doskonalym przykladem tego jest to, ze slina w twoich ustach jest toba. Wypluj ja do szklanki i wyobraz sobie, ze masz ja wypic. Twoje doswiadczanie sliny zmienia sie, gdyz nie jest juz dluzej w ciele, gdzie ja trzymales. Kiedy trafia do szklanki pojawia sie rozdzielajacy umysl i pomysl wypicia wlasnej sliny ze szklanki jest niesmaczny, jesli wrecz nie obrzydliwy.

Co to za dzwiek za brama? Z jednej strony jest to bardzo proste pytanie. Z drugiej strony, równoczesnie, to pytanie jest glebokie. Co w ogóle mozna uslyszec za brama? Umownie nos czynimy brama oddechu: powietrze z jednej strony ciala jest wdechem. Powietrze z drugiej strony nozdrzy jest wydechem. To brama nosa. Wdech i wydech, wymiana.

Wszystkie bramy sa umowne. Skad one sie biora? Jesli stwarzasz brame, wówczas masz brame. Jesli nie stwarzasz bramy, wówczas nie masz bramy. Czym jest brama, która jest poza bramami i jak przekroczysz brame poza wszystkimi bramami?

Wszystkie bramy sa zalazne od przychodzenia i odchodzenia. To wlasnie w przychodzeniu i odchodzeniu pojawiaja sie bramy. Kiedy przychodzenie i odchodzenie nie pojawia sie wiecej, wtedy brama nie ma przodu, tylu, wewnatrz, ani na zewnatrz.

Dzialamy z zalozeniem „ja” i to zalozenie jest tak trwalym nawykiem, ze nawet nie jestesmy tego swiadomi. Nie potrafimy go wyczuc. Przenika tak wiele tego, co robimy i doswiadczamy, jest tak automatyczne, ze nawet nie wiemy, ze jest wytworem mysli i pamieci. Nazywamy ten twór „jaznia” i wierzymy w jej trwalosc. Nigdy nie jest poddawana w watpliwosc. Lecz skoro jestesmy poszukiwaczami prawdy, poddajemy szystko w watpliwosc.

Wyobraz sobie, ze jestesmy razem w pokoju. Posluchaj uwaznie swoich mysli: „ja” siedze na tej poduszce, mówiac. „Ty” siedzisz na tamtej poduszce, sluchajac. Jest w tym pewna prawda. Ale czym jest to „ja”, które siedzi i slucha? Gdzie jest umieszczona brama, która definiuje „ja”, sklad „ja”, „fortece ja”? Czy brama tego kim jestes miesci sie w twoim uchu? Na obrzezach twej skóry? Czy miesci sie w powietrzu pomiedzy nami? Czy miesci sie w moich strunach glosowych, gdy powstaja dzwieki? Czy miesci sie w naszej swiadomosci, gdzie znaczenie jest interpretowane? Gdzie jest brama „jazni”, brama „ja”? Skad pochodzi to „ja” i dokad odchodzi? Kartezjusz powiedzial: „Mysle, wiec jestem.” Mistrz Zen Seung Sahn powiedzial: „Jesli nie myslisz, co wtedy?” Osobowe „ja” pojawia sie jak ksiezyc odbity w wodzie. To odbicie nie moze byc wziete za sam ksiezyc. Byloby to jak menadzer druzyny baseballowej myslacy, ze jest jej wlascicielem. Kiedy menadzerowie zaczynaja zachowowywac sie jak wlasciciele lub przestaja wykonywac swoja prace, sa zwalniani. Pewnego razu moja przyjaciólka odwiadzila Matke Terese, gdy ta lezala chora w szpitalu. Byla tam grupa gosci i kazdy mówil kilka zyczliwych slów zbolalej zakonnicy. W koncu nadzeszla kolej mojej przyjaciólki i powiedziala: „ Matko, bardzo dziekuje za twa wspaniala prace dla biednych i umierajacych. Jestes prawdziwa inspiracja.” Wtedy watla zakonnica podniosla sie i ryknela jak lew: „To nie jest moja praca! To praca Boga!”

 

Diamentowa Paramita

Mowa Mistrza Zen Ko Bonga

 


Mistrz Zen Ko Bong zajął miejsce na podwyższeniu, uniósł w górę kij Zen i powiedział:
"Wewnątrz jest błyszczące, na zewnątrz jest to również błyszczące. gdziekolwiek to jest, jest błyszczące. Co to jest?
Zapadła cisza. "To jest Diamentowa Paramita", po czym Ko Bong odłożył swój kij Zen.
"Spoczywając w ziemi złoto pozostaje błyszczące. Umieszczone w gorącym ogniu tygla jest również błyszczące. Po wyjęciu z pieca złoto wciąż nie traci swojego blasku. jednak dopóki nie doświadczy działania ognia nie nadaje się do zrobienia niczego. Także będąc jeszcze w piecu nie może być wykorzystane. Lecz po wyjęciu z tygla można z niego zrobić wiele rzeczy: obrączkę, kolczyki, czy spinkę do włosów.
Czym więc jest ów "tygiel"? Jego płomień to dawanie, moralność, cierpliwość, praktyka, medytacja, mądrość. Kiedykolwiek coś dajesz, służąc innym czy to duchową, czy materialną pomocą, nie czyń rozróżnienia pomiędzy podmiotem a przedmiotem działania: mężczyzna/kobieta, stary/młody ... Porzuć ten rodzaj myślenia. Zapomnij o tych trzech rzeczach: ja, ty i dawać.
Następnie: moralność. Zarówno dając coś, jak i przyjmując, czyń tylko to co właściwe, wówczas dobro i zło staną się jasne. Wtedy twoje jasne działanie "zabije" dobro i zło. lecz nie przywiązuj się do dobra i zła. Na tym polega paramita moralności.
Kiedy coś cię martwi, staraj się być cierpliwym i wyrozumiałym. Cierpliwy umysł uczyni cię szczęśliwym. Wewnątrz poczujesz pewność siebie i chęć, aby próbować wciąż mocniej. To paramita cierpliwości. Pewność siebie jest jak roślina w stawie nie mająca korzeni - przychodzi i odchodzi bez przeszkód. Obawiaj się jedynie tego, aby nie popaść w samo-pobłażliwość.
jeśli nawet stale czynisz rozróżnienie między ludźmi i rzeczami (na przykład przyglądając się nim), a mimo to twój umysł nie porusz się, jest to paramita medytacji.
Kiedy coś przychodzi - nie bądź szczęśliwy. Kiedy odchodzi - nie bądź smutny. Kiedy płaczesz po prostu płacz. Gdy się śmiejesz, po prostu śmiej się. Rzeczy tworzą się, trwają ... marnieją, obracają się w nicość. Uczucia zmieniają się od szczęścia w smutek, z radości w gniew. Państwa powstają, rozwijają się, potem słabną, wreszcie przestają istnieć. Postrzeganie tej prawdy bez przywiązania się do niej - oto paramita mądrości.
Słońce jest zawsze na niebie, i kiedy jest pogodnie, i kiedy jest pochmurno. Złoto jest złotem tak samo w ziemi, jak i w ogniu tygla, czy na twojej dłoni. Diamentowa Paramita jest właśnie taka jak to - niezależna od życia i śmierci, przychodzenie i odchodzenia, czasu i przestrzeni. A więc czy potrafisz to dostrzec? jeśli tak, uderzę cię trzydzieści razy. Jeśli nie, również uderzę cię trzydzieści razy ... co możesz zrobić?
6x6=36
Po tych słowach Mistrz Ko Bong opuścił miejsce na podwyższeniu.

 

tłum. I.Chwieśko

 

 

TRZY FILARY ZEN
Phillip Kapleau



Kanada i Stany Zjednoczone:

Wczesne lata mego zycia uplynely w spokoju, którego nie zaklócily zadne specjalne wydarzenia. Nie przezylam zadnej tragedii, a rodzice wychowywali mnie i moje dwie siostry z poswieceniem. Wedlug norm zachodnich mozna by to okreslic jako prawie idealne dziecinstwo. Od poczatku jednak pojawialy sie w moim zyciu okresy rozpaczy i samotnosci. Rozpacz i poczucie osamotnienia ogarnialy mnie z niewiadomej przyczyny, wyrazaly sie w strumieniach lez i pochlanialy mnie calkowicie. W takich chwilach doswiadczalam obezwladniajacego, bolesnego uczucia, ze jestem w potrzasku i ze bycie ludzka istota to zalosna i haniebna dola.

Gdy mialam kilkanascie lat, ktos pozyczyl mi kilka ksiazek z hinduskimi opowiesciami, które wzbudzily we mnie glebokie zainteresowanie. Mówily one wprost o wielosci zywotów i o wolnosci duszy, o duchowej jazni czlowieka i o mozliwosci zycia poza fizycznym cialem. Wiekszosc szczególów byla tu dla mnie niewazna, ale bardzo gleboko poruszalo mnie cos, co czulam w glebi siebie, i bylam szczesliwa dowiadujac sie, ze takie rozumienie istnieje.
Hinduskie mity o czasie bez granic znalazly sie w centrum mojego zainteresowania. Slubowalam, ze pewnego dnia sama odwiedze Indie. Po wstapieniu na uniwersytet zaczelam powaznie studiowac literature religijna, próbujac nawet troche prostej medytacji. Lata na uniwersytecie przyniosly mi wiele radosci, która brala sie z intelektualnych odkryc, lecz byly to równiez lata narastajacego niepokoju. W koncu otrzymalam dyplom i rozpoczelam studia doktoranckie. Pod koniec tego pierwszego roku studiów w moim zyciu dokonal sie nieoczekiwany zwrot. Po kilku miesiacach niezdecydowania pojechalam do Stanów Zjednoczonych, by wyjsc tam za maz. Moim mezem zostal Amerykanin, którego spotkalam w Kanadzie.
Pobralismy sie wiec po kilku miesiacach znajomosci, ale prawie zaraz po zawarciu malzenstwa zostalam wdowa. Gwaltowna, samobójcza smierc mojego meza byla dla mnie wstrzasem o wiele glebszym niz cokolwiek, czego kiedykolwiek w zyciu doswiadczylam. Okolicznosci i implikacje tej smierci pchnely mnie w najwieksze glebie mojego istnienia, którego podstawy wlasnie zadrzaly z naprawde przerazajaca intensywnoscia. Nie moglam sie uwolnic od glebokiego poczucia ludzkiej odpowiedzialnosci za te smierc. Bolesnie mi brakowalo jasnego widzenia, dojrzalosci i madrosci. W owym czasie czesto ogarnialo mnie calkowite odretwienie, a towarzyszyl temu lek, gleboki i przenikajacy lek, który trwal zawsze dlugo, hamujac mój oddech i uniemozliwiajac jedzenie. Czesto w nocy okazywalo sie, ze siedzac ze skrzyzowanymi nogami na podlodze, kolysze sie w przód i w tyl oraz uderzam glowa w klepki. Majaczylam z bólu i rozpaczy. Pewnego popoludnia, gdy wrócilam z zakupów i weszlam do mieszkania, w którym zylam samotnie, owladnelo mna uczucie glebokiego nieszczescia i calkiem bezsilna osunelam sie na podloge. "Umieram" - lkalam. "Zabilam wszystkich moich bogów. Nie mam klucza do zmartwychwstania. Jestem calkowicie sama". Ogarnal mnie lek i absolutna rozpacz; lezalam na podlodze, nie wiem jak dlugo, az z glebi mego brzucha wydostal sie krzyk: "Jezeli we wszechswiecie zyje jakas istota, która obchodzi to, czy jestem zywa, czy martwa, to niech mnie uratuje, och, niech mi pomoze!"
Przyszla mi do glowy pewna koncepcja, stopniowo zaczela nabierac ksztaltów, w koncu zaczelam pisac list. Mialam bardzo mi droga przyjaciólke, która ostatnio wyrzekla sie swiata. Znajdowala sie obecnie w asramie w poludniowych Indiach (Asram Sri Aurobindo w Pondicherry). Blagalam ja, by skierowala ku mnie energie swojej medytacji, albowiem bardzo potrzebuje pomocy i czuje, ze nie dam sobie sama rady. Szybko odpowiedziala na mój list, zapewniajac mnie, ze ona i inni w asramie wysylali tyle duchowej pomocy, ile tylko byli w stanie. Jej odpowiedz tak mnie wzruszyla, ze postanowilam opuscic Zachód i wyjechac do Indii, gdy tylko bede mogla.
Wiele miesiecy uplynelo, zanim stalo sie to mozliwe. Cala moja energie wkladalam teraz w likwidacje majatku meza i sprzedaz mojego dobytku. W koncu wyczerpana odplynelam do Indii, zamierzajac pozostac tam, póki nie znajde oswieconego nauczyciela. Dokladnie trzy lata uplynely od czasu, kiedy przybylam do Stanów Zjednoczonych.


Indie i Birma:

Pewnego goracego popoludnia, w dwa miesiace po opuszczeniu Nowego Jorku, weszlam na teren duzego asramu, gdzie zyla moja przyjaciólka. W ciszy zaprowadzono mnie do jej malego pokoju. Gdy podeszla do mnie, by mnie pozdrowic, lagodna i usmiechnieta, ogarnelo mnie tak wielkie uczucie ulgi, ze wybuchnelam placzem; moje ramiona ulegly paralizowi i zaczelam mdlec. Nie zdawalam sobie w pelni sprawy z tego, ze lata spedzone w Stanach Zjednoczonych byly pelne wewnetrznego napiecia i walki, i ze w efekcie nie potrafilam spontanicznie przystosowac sie do tego spokoju i ciszy. Napiecie umyslu i ciala utrzymywalo sie jeszcze przez dlugi czas sila nawyku.
Asram polozony na brzegu Zatoki Bengalskiej dzialal odmladzajaco. Lecz tendencje ku metafizycznym spekulacjom i filozoficznym dyskusjom sa w Indiach bardzo silne, a ja zawsze szybko im ulegalam. Z jednej strony czulam, ze mnie to pobudza, z drugiej jednak moje najglebsze przeczucia ostrzegaly, ze spekulacje i dyskusje w koncu okaza sie jalowe. Tryb zycia, który zachecal do tak rozleglych studiów i czytania, wydawal mi sie czyms, co w tym wlasnie szczególnym okresie mego zycia bylo nie dla mnie. Czulam rosnaca potrzebe scisle nadzorowanej medytacji.
Moje rosnace niezadowolenie z tego, co uznalam w asramie za medytacje, nieoczekiwanie zbieglo sie z wizyta amerykanskiego buddysty, który przez wiele lat praktykowal zen w Japonii. Co mnie najbardziej uderzalo w tym Amerykaninie, to pogoda ducha, z jaka przyjmowal i jednoczyl sie ze wszystkimi, zmieniajacymi sie okolicznosciami, które napotykal w asramie. Zrobilo na mnie wrazenie równiez jego pelne wspólczucia zainteresowanie zyciem wszystkich, których spotykal, nie wylaczajac mojego, tak pelnego desperackich i nierównych dazen. Zdecydowalam sie udac do Japonii, jesli mi tylko w tym pomoze. Udzielil mi pomocy hojnie i zapewnil, ze pomoze mi takze znalezc nauczyciela zen. Po wyjezdzie z asramu podrózowalam wzdluz i wszerz Indii, odwiedzajac inne asramy, zwiedzajac miejsca wykopalisk archeologicznych, chlonac bogata kulture i sugestywna atmosfere swietych miejsc buddyzmu i hinduizmu, ogladajac kaplice, swiatynie i jaskinie, w jakie obfituja Indie. Nieodparta sila duchowej wizji tkwi w indyjskiej architekturze i poteznej rzezbie jaskin; wejsc do nich i nie zapalac religijna zarliwoscia jest rzecza niemozliwa. Stojac u stóp gigantycznych buddów, wyciosanych w skale, po prostu drzalam z podziwu; to byl najsilniejszy bodziec do podjecia decyzji, ze bede podazac Droga Buddy. Juz od dawna zywilam nadzieje, ze odwiedze Birme; jak sobie wyobrazalam, ustepowala ona jedynie Tybetowi w jedynym w swoim rodzaju stosunku do religii, która jest tu podstawa codziennego zycia. Kiedy wiec mój amerykanski przyjaciel napisal mi, ze osrodki medytacyjne w Birmie powszechnie uwaza sie za najlepsze sposród tych, które znajduja sie w buddyjskich krajach poludniowo-wschodniej Azji, i kiedy zasugerowal mi on, zebym przylaczyla sie do niego na piec tygodni intensywnej medytacji w osrodku slynnego birmanskiego mistrza (Mahasi Sayadaw) w Rangunie, to wykorzystalam te szanse.

Rozpoczela sie moja pierwsza, formalna praktyka medytacyjna pod kierownictwem nauczyciela i okazala sie ona pod kazdym wzgledem bardzo bolesna. Gdy dotarlam do Rangunu, zaczela sie wlasnie pora upalna, wiec zaraz dostalam goraczki i chwycil mnie meczacy kaszel, które trwaly niemal do czasu wyjazdu i w znacznym stopniu mnie oslabialy. Oprócz straszliwego upalu, który powodowal ospalosc, meczyl mnie bezustanny wysilek samotnego siedzenia na lózku z drewnianych desek, godzina za godzina w malej, pustej izdebce, wysilek zmagania sie z przeszywajacymi bólami w kolanach i plecach, a to od siedzenia ze skrzyzowanymi nogami. Dla nowicjusza samotne siedzenie jest wrecz nieznosnie uciazliwe i szybko odkrywa on, ze szuka sposobów ucieczki od nudy i bólu. Brakuje mu niewidzialnej pomocy innych, siedzacych wraz z nim, i widzialnej pomocy, która jest bardziej urozmaicony plan dnia, jak to ma miejsce w zen w Japonii. Sama medytacja polegala tu na skupianiu uwagi na przeponie i koncentrowaniu sie na wznoszeniu i opadaniu oddechu. Gdy umysl bladzil (co sie zdarzalo raz po raz), nalezalo go przywolac do porzadku slowami "myslenie, myslenie, myslenie" i ponownie skoncentrowac sie na przeponie. Kazde inne rozproszenie uwagi traktowane bylo podobnie. "Kaslanie, kaslanie" - gdy sie kaszlalo, "sluchanie, sluchanie" - gdy jakis dzwiek zaprzatnal uwage. Godzina siedzenia przeplatala sie z godzina chodzenia, które w wiekszej czesci odbywalo sie w absolutnym milczeniu i w tempie pogrzebowym, tam i z powrotem, na zewnatrz pomieszczenia kazdej osoby. Rece trzymano z tylu, a umysl byl skoncentrowany tylko na ruchu, na kazdym kroku. "Podnoszenie, podnoszenie" - gdy stope unoszono, "ruszanie" - gdy byla ona przesuwana do przodu, "stawianie" - gdy stawiano ja na ziemi. Kazdego dnia w poludnie spotykalismy sie z naszym nauczycielem, starszym mnichem, który sprawdzal, czy robimy postepy. Zadawal on szczególowe pytania i zadal dokladnego sprawozdania z przesiedzianego czasu. Gdy poskarzylam mu sie, ze moje czeste bladzenie umyslu wynika z nudy, zasmial sie i polecil mi, zebym myslala "znudzona, znudzona", a to dopóty, dopóki nuda nie zniknie. Ku memu zdziwieniu poskutkowalo to.
Jak wszyscy, którzy przebywali w osrodku, tak i ja musialam podpisac przyrzeczenie, ze bede przestrzegac buddyjskich wskazan (pierwszych pieciu z dziesieciu wskazan mahajany), które zabranialy jedzenia po dwunastej w poludnie i spania w nocy wiecej niz przez piec godzin. Jedzenie przynoszone bylo do mych drzwi dwukrotnie przed poludniem, a jadlam je samotnie, medytujac "podnoszenie, podnoszenie, wkladanie, wkladanie, zucie, zucie, polykanie, polykanie". W taki wlasnie sposób, to znaczy z calkowita uwaga, nalezalo traktowac nawet najmniejszy szczegól kazdego dzialania, umyslowego czy fizycznego.
Tutaj w osrodku po raz pierwszy w zyciu zostalam przypisana do pozycji spolecznej, która byla nizsza od tej, jaka zajmowali mezczyzni. Co wiecej, jako kobieta i tylko swiecka wyznawczyni, nalezalam do najnizszej warstwy w tej spolecznej strukturze, na czele której stali mnisi, za nimi mniszki, nastepnie swieccy wyznawcy, na koncu zas swieckie wyznawczynie. Mimo. to bylam niezmiernie wdzieczna za te okazje do praktykowania medytacji, nawet z takiej niskiej pozycji. Pózniej uprzytomnilam sobie, ze to tylko moje ego sprawilo, ze w ogóle zastanawialam sie nad moja pozycja. Pod koniec owych pieciu tygodni moja koncentracja i zdrowie znacznie sie polepszyly, mimo (a moze wlasnie z powodu) dotkliwego bólu i niewygód, jakich doswiadczylam z wlasnej i nieprzymuszonej woli. Odwrócenie umyslu od dzialalnosci na zewnatrz i zwrócenie go ku wewnetrznej kontemplacji bylo z pewnoscia najbardziej oplacalnym zajeciem, a bezsprzecznie i najtrudniejszym. Swiat zewnetrzny, gdy ponownie wkroczylam wen i ogarnelam go swiezym spojrzeniem, okazal sie promiennie piekny. Pogoda ducha i równowaga umyslu, mimo ze nie glebokie, przekraczaly wszystko, czego dotychczas doswiadczylam. Wiedzialam, ze zrobilam pierwszy krok na drodze, która pragnelam podazac


Japonia i zen:

W dniu przybycia do Japonii mój amerykanski przyjaciel zaprowadzi mnie do Ryutaku-ji, klasztoru Rinzai, który podobny jest w ksztaltach do ogromnego ptaka, jakby siedzacego posród gajów wysokich sosen i bambusów, w cieniu majestatycznego szczytu Fuji. Góruje on nad roztaczajaca sie ponizej dolina, której piekno zapiera dech. Dzieki wspanialomyslnosci jego mistrza, rosiego Soena, klasztor mial sie stac moim domem na okres najblizszych pieciu miesiecy. Pod zyczliwym przewodnictwem rosiego zaczelam poznawac porzadek i dyscypline klasztornego zycia. Budzona dzwiekiem gongu nauczylam sie wstawac o nieprawdopodobnej godzinie 4 rano, wskakiwac w klasztorne szaty i plukac twarz zimna woda, a o chlodnym swicie zajmowac miejsce w glównej sali, aby uczestniczyc we wczesnym, porannym spiewaniu sutr. Intonowanie sutr stalo sie jednym z najbogatszych doswiadczen mego zycia i zawsze gleboko mnie inspirowalo. Powoli moja niecierpliwa natura zaczela sie lamac i osiagnelam pewien stopien równowagi. Dlugie godziny, które spedzilam na kolanach, rozdzieranych bólem, trzesac sie z zimna w przewiewnych salach i czekajac, az rosi przyjmie mnie na sanzen, nauczyly mnie cierpliwosci. Nie wierzylam dotad, ze jestem do niej zdolna. Godziny codziennego zazen, a jeszcze bardziej godziny sesshin, byly równiez bolesna lekcja cierpliwosci i wytrwalosci, akcentowana mocnym uderzeniem kyosaku w moje opadajace ramiona.
Stosowana w szkole Rinzai metoda uzywania kija z przodu - na prosbe wyrazona gestem - po czesci uwarunkowala moja pózniejsza niechec do kyosaku, które bylo stosowane z tylu, nagle i bez ostrzezenia, jak to jest w szkole Soto, gdzie siedzi sie twarza do sciany. Przyczyna takiego nastawienia bylo takze moje zachodnie dziedzictwo, które nauczylo mnie uwazac bicie za cos hanbiacego czlowieka.

Moja decyzja co do ponownego zamazpójscia sprawila, ze opuscilam klasztor Rinzai i przylaczylam sie do grupy Soto zen, do której nalezal mój maz, a kierowanej przez rosiego Yasutaniego, praktykujacej w Taihei-ji, na przedmiesciach Tokio. Poniewaz prawie wszyscy uczniowie tego mistrza zen sa ludzmi swieckimi, plan sesshin jest tu mniej rygorystyczny niz w klasztorze; dzieki temu mozna brac taki udzial w sesshin, na jaki pozwala praca. Dlatego tez jest tu wiele przychodzenia i odchodzenia z sesshin, co na poczatku bardzo przeszkadza. Surowa, widoczna dyscyplina, jaka narzuca zycie klasztorne, musi byc tu przestrzegana indywidualnie. Szybko dostrzeglam ogromna powage w tej pozornie rozluznionej atmosferze sesshin. Dzieki temu, ze przestrzen swiatyni byla tu ograniczona, weszlam w blizszy kontakt z innymi; wieczorem nie moglam juz udawac sie na spoczynek do mego malego pokoiku, lecz musialam zadowolic sie mata rozlozona w pokoju, który dzielilam z wieloma innymi osobami. Po okresie pobytu w przestronnym klasztorze - chociaz obowiazywaly tam bardziej surowe zakazy - praktykowanie zazen w tak klopotliwych (dla mnie) warunkach bylo w pewnym sensie wstrzasem. Jednakze po kilku sesshin w tej swiatyni odkrylam, ze siedzenie z ludzmi, którzy tak jak ja nie byli ani mniszkami, ani mnichami czy kaplanami, jest pobudzajace i inspirujace.

Zblizalo sie sesshin rohatsu w Taihei-ji, a ja mialam mieszane uczucia co do wziecia w nim udzialu. Slyszalam pare relacji z tego corocznego sesshin, odbywajacego sie w pelni zimy, od ludzi, którzy doswiadczyli go w klasztorach. Znane ono bylo jako najciezsze ze wszystkich w roku, jako nieustanna bitwa z zimnem i zmeczeniem. Mialam gleboki lek przed skrajnym zimnem. Gdy dostawalam dreszczy, moje cialo stawalo sie zazwyczaj tak sztywne, ze nie moglam utrzymac siedzacej pozycji. Wskutek wielkiego zmeczenia stawalam sie zwykle roztargniona. Uwazalam, ze te dwie przeszkody to moi prawdziwi wrogowie. Jednoczesnie gleboko mnie poruszal fakt, ze sesshin rohatsu odbywalo sie z okazji rocznicy oswiecenia Buddy, która to rocznica przypadala na dzien przed moimi urodzinami. W koncu postanowilam wziac w nim udzial i dac z siebie wszystko. To mialo byc moje szóste sesshin w Japonii. Po raz pierwszy mialam silne przeswiadczenie, ze urzeczywistnienie Jazni w trakcie tego sesshin jest dla mnie rzecza calkowicie mozliwa. Czulam równiez, ze bardzo tego potrzebuje. Od wielu tygodni trwal nawrót niepokojów i obaw, z którymi tak ostro walczylam w Stanach Zjednoczonych. Doszlo do tego jeszcze zniecierpliwienie i drazliwosc. W dodatku mialam calkowicie dosc wewnetrznych, umyslowych i emocjonalnych napiec, które dotychczas dominowaly w mym zyciu, i czulam, ze tylko dzieki doswiadczeniu samourzeczywistnienia bede w stanie wydostac sie z choroby. Zapakowalam najcieplejsze ubrania, a gdy przekrecalam klucz w zamku, ogarnelo mnie uczucie glebokiej radosci. W glebi serca wiedzialam, ze osoba, która otworzy te drzwi po sesshin, nie bedzie ta osoba, która teraz je zamyka. Pierwszego dnia sesshin odkrylam, ze zupelnie nie jestem w stanie utrzymac swego umyslu w równowadze. Wchodzenie i wychodzenie innych osób, bioracych udzial w tym sesshin, jak równiez halas i zamieszanie spowodowane uzywaniem kyosaku byly zródlem nieustannych zaklócen. Poskarzylam sie rosiemu i powiedzialam, ze moje zazen bylo o wiele lepsze, gdy sama praktykowalam w domu; rosi pouczyl mnie, bym nie zwracala uwagi na innych, i zaznaczyl, ze wazna rzecza jest ksztalcenie w sobie umiejetnosci medytowania w okolicznosciach rozpraszajacych uwage. Ani razu podczas tego sesshin nie bylam uderzona kyosaku. W trakcie poprzednich sesshin rozpraszalo mnie to do tego stopnia, ze rosi wydal instrukcje, by mnie nie uderzac.
Pod koniec drugiego dnia moja koncentracja wzmocnila sie. Nie odczuwalam juz wielkiego bólu w nogach, a zimno znosilam dzieki ubraniu, które wzielam ze soba. Byl jednak problem, który mial dla mnie coraz wieksze znaczenie. Raz po raz mówiono mi, zebym umiescila swój umysl na dnie brzucha czy tez, dokladniej mówiac, w rejonie ponizej pepka. Im bardziej próbowalam to robic, tym mniej rozumialam, o co chodzi z tym dnem brzucha i dlaczego jest to tak wazne miejsce. Zwane ono bylo przez rosiego osrodkiem lub tez ogniskowa, ale ja pojmowalam to tylko w filozoficznym znaczeniu. Mialam umiescic swój umysl w tym "filozoficznym" miejscu i powtarzac "Mu". Nie moglam znalezc zadnego zwiazku miedzy organami brzucha i procesami medytacji zen, a tym bardziej oswieceniem. Przekonawszy sie o mym szczerym pragnieniu samourzeczywistnienia, rosi wyznaczyl mi co prawda koan Mu tudziez poinstruowal mnie co do jego celu i zastosowania, ale mimo to bylam nadal zaklopotana i nie wiedzialam, jak wypowiadac Mu. Wczesniej próbowalam traktowac je tak samo, jak hinduska mantre Om, to znaczy stajac sie jednym z jego wibracjami, bez zapytywania o to, czym jest. Teraz próbowalam wyobrazic sobie Mu jako diament na koncu swidra, a siebie sama jako wiertacza przebijajacego sie przez poklady umyslu niczym przez uklad warstw geologicznych; przewierciwszy je mialam w koncu dotrzec do czegos, czego nie znalam.
Rankiem trzeciego dnia udalo mi sie naprawde skoncentrowac dzieki analogii swidrowania. Moglam wreszcie zogniskowac swój umysl gdzies w brzuchu, nie wiedzac dokladnie gdzie, i siedziec stabilnie jak skala. Przed poludniem, tuz po wykladzie rosiego, weszlam w dosc gleboka koncentracje, zwiekszajac sile kazdego oddechu, który zsynchronizowalam z powtarzaniem Mu. Spodziewalam sie, ze to wzmozenie wysilku jeszcze bardziej wzmocni koncentracje. Po okolo pietnastu minutach polaczenie tego pelnego sily oddychania z powtarzaniem Mu zaczelo wywolywac w przegubach mych rak dziwne mrowienie, które wolno rozprzestrzenilo sie w dloniach i palcach, a takze w góre, ku lokciom. Gdy uczucie mrowienia bylo juz bardzo silne, rozpoznalam je jako identyczne z tym, którego w zyciu doswiadczalam juz pare razy w chwilach powaznych wstrzasów emocjonalnych. Powiedzialam sobie, ze jesli jeszcze bardziej zwieksze sile mego oddechu i koncentracji, to byc moze dojde do kensho. Zrobilam tak i udalo mi sie jedynie pogorszyc sytuacje, doprowadzilam sie bowiem w koncu do stanu omdlenia. Przedtem jeszcze pojawil sie bardzo gleboki i rozdzierajacy zal, z którym nadeszly gwaltowne, spazmatyczne dreszcze i zgrzytanie zebów. Nerwowe paroksyzmy raz po raz wstrzasaly moim cialem. Bardzo plakalam i wilam sie, jak gdyby przeplywal przeze mnie strumien elektrycznosci. Potem zaczelam obficie sie pocic. Wydawalo mi sie, ze bóle calego wszechswiata szarpia mój brzuch. Czulam sie tak, jakbym byla wciagana w wir mak nie do zniesienia. Pamietam, ze jakis czas pózniej - nie jestem w stanie powiedziec, kiedy - uslyszalam, jak maz kaze mi przerwac zazen, polozyc sie i odpoczac. Opadlam na poduszke do siedzenia i zaczelam drzec. Moje rece byly calkiem sztywne; ani palce, powyginane teraz pod róznymi katami, ani lokcie nie chcialy sie zginac. Krecilo mi sie w glowie i lezalam wyczerpana. Powoli jednak odprezylam sie. Uplynelo pól godziny, gdy wszystko uspokoilo sie, wrócilam do sil i znów bylam pod kazdym wzgledem gotowa do podjecia zazen. W czasie popoludniowego dokusan rosi natychmiast zapytal mnie, co sie stalo. Gdy mu powiedzialam, odparl, ze to bylo makyo i ze mam dalej praktykowac zazen. Ostrzegl mnie, ze takie rzeczy moga sie teraz zdarzac; ukazywaly one, ze moja medytacja poglebia sie. Potem poinstruowal mnie, bym szukala Mu w rejonie splotu slonecznego. Slowa "splot sloneczny" spowodowaly, ze nagle i po raz pierwszy wszystko znalazlo sie na swoim miejscu - wiedzialam dokladnie, skad wyruszam i co mam czynic.

Nastepnego, czwartego dnia, uslyszawszy dzwonek o 4 rano, przebudzilam sie i natychmiast zorientowalam sie, ze nie oddzielilam sie od Mu w trakcie snu, do czego wlasnie rosi nieustannie zachecal. Podczas pierwszego okresu siedzenia, przed porannym dokusan, zaczely pojawiac sie symptomy doswiadczen z poprzedniego dnia. Powiedziawszy sobie, ze bylo to tylko makyo, postanowilam wszystko wytrzymac i tym razem po prostu kontynuowalam swoja praktyke. Jednakze moje nogi stopniowo ulegaly paralizowi; uslyszalam, jak maz mówi do mnie gdzies z daleka, ze jestem w transie. Myslalam, ze moje cialo zacznie lewitowac, ale nadal praktykowalam zazen. Potem przewrócilam sie i bezsilna lezalam nieruchomo. Gdy poczulam sie na tyle dobrze, aby móc znów rozpoczac zazen, poranne dokusan zakonczylo sie.
Zaczelam zastanawiac sie nad soba i doszlam do wniosku, ze musze chyba popelniac jakis blad, ze w jakis sposób zle kieruje swoja energia. W okresie odpoczynku po porannym wykladzie nagle zdalam sobie sprawe z tego, ze ten osrodek, gdzie - jak mówiono mi - mam umiescic swój umyst, musi byc pewnym od dawna znanym mi obszarem. Byla to kraina, do której; zawsze, od wczesnego dziecinstwa, wewnetrznie sie wycofywalam, aby rozmyslac. Zbudowalam w sobie caly szereg intymnych wyobrazen o niej. Gdy pragnelam pojac "prawde" jakiejs sytuacji, kierowalam sie ku temu szczególnemu obszarowi, zeby rozpatrzyc wszystkie problemy, do których musialam podchodzic z dzieciecym wprost nastawieniem umyslu, wolna od przesadów. Bylam po prostu zmuszona, zeby utrzymywac tam swój umysl i trwac w znieruchomieniu, prawie bez oddychania, póki cos sie z czyms nie polaczylo. Wierzylam, ze to byl obszar, o który chodzilo rosiemu. Wyczulam go intuicyjnie i z cala energia zesrodkowalam tam Mu. W pól godziny potem zaczal rosnac w mym brzuchu cieply punkt, który wolno rozprzestrzenil sie w kierunku kregoslupa, stopniowo wspinajac sie w góre mego stosu pacierzowego. To bylo to, ku czemu dazylam.
W uniesieniu powiedzialam rosiemu na nastepnym dokusan, ze odkrylam to miejsce, i opisalam sposób jego dzialania, tak jak tego zawsze doswiadczalam. "Dobrze!" - powiedzial. "A teraz dalej!" Wróciwszy na swoje miejsce, rzucilam sie w zazen z takim wigorem, ze nie minelo wiele czasu, a paraliz znów zaczal sie pojawiac. Byl to najciezszy z dotychczasowych ataków. Nie moglam w ogóle sie poruszac, a maz musial mi pomóc polozyc sie i okryl mnie kocami. Gdy tak lezalam, regenerujac sily, myslalam: "Moje cialo w oczywisty sposób nie jest w stanie wytrzymac wysilku, który mu narzucam. Jesli mam wejrzec w Mu, to musi to byc zrobione za pomoca samego umyslu i powinnam jakos trzymac w ryzach me fizyczne i psychiczne energie, które trzeba zachowac do czasu ostatecznego wysilku". Gdy tym razem odzyskalam sily, próbowalam skoncentrowac umysl bez wymawiania czy tez myslenia Mu, lecz okazalo sie to trudne. Praktycznie oznaczalo to odlaczenie koncentracji od rytmu oddychania. Udalo mi sie to po wielokrotnych wysilkach; wreszcie bylam w stanie trwale utrzymac swój umysl w brzuchu, tak jakbym uwaznie na cos spogladala, pozwalajac po prostu mojemu oddechowi nabrac takiego rytmu, do jakiego akurat byl sklonny. Im bardziej koncentrowalam umysl w mym brzuchu, tym wiecej mysli powstawalo w glowie na podobienstwo chmur. Lecz nie byly to mysli dyskursywne. Byly one jak odskocznia do dalszej praktyki. Skakalam od jednej do drugiej, poruszajac sie bezustannie po dobrze oznaczonej sciezce, która kroczylam dzieki zachetom ze strony mojej intuicji. Mimo wszystko wierzylam, ze w pewnym momencie mysli te znikna, a umysl stanie sie calkiem pusty - jak oczekiwalam - przed kensho. Obecnosc tych mysli sygnalizowala mi, ze musze byc nadal daleko od celu. By zachowac jak najwiecej energii, rozluznilam sie, a koc, który swobodnie okrywal moje cialo, nasunelam na glowe, zeby sie rozgrzac. Pozwolilam dloniom opasc bezwladnie na lono i rozlaczylam nogi, przechodzac do luznej pozycji skrzyznej. Nawet ten nikly zastrzyk energii spowodowal, ze zaostrzyla sie intensywnosc koncentracji mojego umyslu.


DOSWIADCZENIA

Nastepnego ranka, to znaczy piatego dnia sesshin, rosi powiedzial mi na dokusan, ze znajduje sie w krytycznym punkcie i ze nie wolno mi odlaczyc sie od Mu nawet na moment. Lekajac sie, ze oba pozostale dni i noce byc moze nie wystarcza, trzymalam sie Mu jak buldog swej kosci, kurczowo i tak nieustepliwie, ze dzwonki i inne sygnaly staly sie niewyrazne i nierzeczywiste. Juz nie pamietalam nawet, co trzeba robic, gdy rozlegaja sie sygnaly, i musialam pytac mojego meza, co one oznaczaja. Aby podtrzymac sily, jadlam obficie podczas kazdego posilku i wykorzystywalam na odpoczynek caly czas, jaki przewidywal harmonogram sesshin. Czulam sie jak dziecko, które wybiera sie w dziwna, nowa podróz, prowadzone krok za krokiem przez rosiego.
Wyszedlszy tego popoludnia, zeby sie wykapac, na ulicy myslalam o Mu. Zaczynalam sie denerwowac. "Co to w ogóle jest to Mu?" - zapytywalam sie. "O nieba! Co to moze byc? To absurdalne! Jestem pewna, ze nie ma zadnej takiej rzeczy jak Mu. Mu nie jest czyms!" - wykrzyknelam z irytacja. Gdy tylko powiedzialam, ze to jest nic, przypomnialam sobie nagle o tozsamosci przeciwienstw. "Oczywiscie, Mu jest równiez wszystkim!" Podczas kapieli myslalam: "Skoro Mu jest wszystkim, to jest ono równiez woda do kapieli, tak jak i mydlem, i kapiacym sie". Kiedy wznowilam swoje siedzenie, dzieki temu wgladowi nabralo ono rozpedu.
Rosi mial w zwyczaju dokonywac inspekcji i przemawiac do wszystkich siedzacych kazdego ranka o 4.30. Upatrujac analogie w bitwie, w której przeciwstawiaja sie sobie sily niewiedzy i oswiecenia, rosi zachecal nas do tego, abysmy "atakowali wroga" z wiekszym wigorem. Mówil: "Doszliscie do etapu walki wrecz. Mozecie uzywac wszelkich srodków i kazdej broni!" Gdy tylko uslyszalam te slowa, znalazlam sie w gestej dzungli - w poszukiwaniu mego "wroga" zaczelam przebijac sie przez ciemnosci gestwiny z ogromnym nozem, dyndajacym u pasa. Ten obraz wracal raz po raz i zaczelam przypuszczac, ze przy pomocy Mu mam w jakis sposób pokonac "wroga", ku któremu wlasnie sie zblizam, aby ostatecznie sie z nim rozprawic.
Szóstego dnia po poludniu znów w wyobrazni wyrabywalam sciezke przez dzungle, paplajac do siebie, szukajac przed soba w ciemnosciach przeswitu i czekajac na "powódz swiatla", która miala oznaczac, ze jestem przy koncu szlaku. Nagle wybuchnelam wewnetrznym smiechem i zdalam sobie sprawe, ze jedyny sposób, w jaki moge pokonac tego "wroga", gdy sie pojawi, to objac go. Ledwo to pomyslalam, "wróg" zmaterializowal sie przede mna ubrany w strój rzymskiego setnika, z krótkim mieczem i tarcza wzniesiona do ataku. Podbieglam do niego i z radoscia zarzucilam mu ramiona na szyje. Roztopil sie w nicosci. W tym momencie zobaczylam jasniejace swiatlo, które przebijalo przez ciemnosci dzungli. Poszerzalo sie ono i poszerzalo. Stalam, gapiac sie na nie, gdy posrodku niego pojawily sie slowa: "Mu to ja!" Oniemialam, nawet mój oddech sie zatrzymal. Czyz moglo tak byc? "Tak, to jest to! Mu to ja, a ja to Mu!" Istna fala radosci i ulgi przeplynela przeze mnie.

Pod koniec nastepnego okresu kinhin szepnelam do mojego meza: "Jak wiele powinnam rozumiec, gdy rozumiem Mu?" Przyjrzal mi sie uwaznie i zapytal: "Czy ty naprawde rozumiesz?" "Chcialabym, zeby rosi przeegzaminowal mnie podczas nastepnego dokusan" - powiedzialam. To nastepne dokusan mialo sie odbyc dopiero za piec godzin. Niecierpliwilam sie, bo bardzo chcialam wiedziec, czy rosi potwierdzi moje rozumienie. W glebi serca bylam pewna, ze wiem czym jest Mu i zdecydowanie sobie obiecalam, ze jezeli moja odpowiedz nie zostanie przyjeta, to na zawsze zostawie zen. Jesli ja bylam w bledzie, to i zen byl w bledzie. Mimo pewnosci siebie czulam, ze byc moze nie bede w stanie udzielic odpowiedzi na sprawdzajace pytania w sposób wlasciwy zen, albowiem nie wiedzialam jeszcze, jak wyrazic zen.

W koncu przyszla pora na dokusan i poprosilam rosiego, by mnie sprawdzil. Spodziewalam sie, ze postawi mi jedynie pytanie o to, czym jest Mu. Zamiast tego zapytal sie mnie: "Jaka jest dlugosc Mu? Ile lat ma Mu?" Myslalam, ze sa to typowe, trickowe pytania zen, i siedzialam milczaca oraz zaklopotana. Rosi przygladal mi sie uwaznie, a potem powiedzial, ze musze ujrzec Mu bardziej wyraznie i ze w ciagu tego czasu, jaki pozostal do konca sesshin, mam praktykowac zazen z mozliwie najwieksza intensywnoscia.

Gdy wrócilam na swoje miejsce, rzucilam sie w zazen raz jeszcze z calej mocy. Teraz nie bylo juz mysli - wyczerpalam je wszystkie. Siedzialam, siedzialam i siedzialam godzina za godzina, calym mym umyslem myslac tylko Mu. W moim kregoslupie znów stopniowo narastal zar. Miedzy brwiami pojawil sie goracy punkt, który zaczal intensywnie wibrowac. Chmury zaru splywaly z niego po moich policzkach, szyi i ramionach. Pomyslalam, ze z pewnoscia cos musi nastapic, przynajmniej jakas wewnetrzna eksplozja. Nic sie nie stalo poza tym, ze doswiadczylam powtarzajacych sie wizji, w których siedzialam ze skrzyzowanymi nogami i medytowalam na jalowym stoku góry albo przedzieralam sie w palacym sloncu i z mozolem przez zatloczone miasta. Podczas nastepnego dokusan opowiedzialam rosiemu o tych wrazeniach i wizjach. Rzekl mi, ze dobrym sposobem na sciagniecie tego wibrujacego osrodka, który obecnie znajdowal sie miedzy oczyma, z powrotem do splotu slonecznego jest wyobrazanie sobie czegos na podobienstwo miodu, slodkiego i lepkiego, splywajacego w dól. Powiedzial mi równiez, abym sie nie zajmowala ani tymi wizjami, ani chmurami zaru. Oba te zjawiska powstaly wskutek poteznego wysilku, którego dokonywalam. Jedynie uporczywe koncentrowanie sie na Mu bylo wazna rzecza. Po kilku próbach udalo mi sie ponownie ów osrodek umiescic w splocie slonecznym i kontynuowac praktyke zgodnie z nakazem rosiego.

Nastepnego, siódmego dnia raz jeszcze pojawilam sie przed rosim na dokusan. Bylam tak fizycznie wyczerpana szescioma czy siedmioma godzinami bezustannego zazen, ze prawie nie moglam mówic. Niepostrzegalnie mój umysl wszedl w stan nieziemskiej jasnosci i przytomnosci. Wiedzialam, i wiedzialam, ze wiem. Rosi zaczal mnie lagodnie wypytywac: "Ile lat ma Bóg? Daj mi Mu! Pokaz mi Mu na dworcu kolejowym!" Moje wewnetrzne widzenie bylo teraz calkowicie wyrazne i bez wahania odpowiadalam na wszystkie pytania; rosi, mój maz, który tlumaczyl, i ja, wszyscy smielismy sie radosnie. Wykrzyknelam: "To wszystko jest takie proste!" Rosi powiedzial mi, ze od tej pory moja praktyka z nastepnymi koanami bedzie inna, oraz wyjasnil, jak to ma sie odbywac.

Bylam zbyt zmeczona i zesztywniala, by dalej siedziec, wiec wymknelam sie po cichu z glównej sali i wrócilam do lazni, zeby wziac druga kapiel. Nigdy przedtem droga nie byla tak bardzo droga, sklepy tak doskonalymi sklepami, a zimowe niebo tak niewypowiedzianie rozgwiezdzonym niebem. Radosc kipiala we mnie jak swieze zródlo.

Dni i tygodnie, które nastapily potem, byly najbardziej radosne i spokojne w mym zyciu. Nie istnialo cos takiego jak "problem"; albo robilam cos, albo nie, a w zadnym przypadku nie bylo zmartwienia ani troski. Niegdysiejsze zwiazki z ludzmi, które w swoim czasie wzbudzaly we mnie gleboki niepokój, teraz widzialam z calkowitym rozumieniem. Po raz pierwszy w zyciu moglam poruszac sie jak powietrze, w kazdym kierunku, nareszcie wolna od mego ja, które dotychczas dzwigalam jak okowy.


Szesc lat pózniej:

Pewnego wiosennego dnia, gdy pracowalam w ogrodzie, powietrze zdawalo sie drzec w dziwny sposób, tak jakby nowy wymiar ukazal sie przed zwyklym nastepstwem czasu. Uprzytomnilam sobie, ze wydarzy sie cos niepomyslnego, jesli nawet nie tego dnia, to wkrótce. Pragnac sie na to w jakis sposób przygotowac, podwoilam czas codziennych siedzen i co noc, do pózna, studiowalam buddyjskie ksiazki.

Pare wieczorów pózniej starannie przejrzalam Tybetanska ksiege zmarlych, nastepnie wykapalam sie, usiadlam przed obrazem Buddy i cichutko przy swiecach wysluchalam powolnej czesci Kwartetu a-moll Beethovena, bedacego wyrazem najglebszego ludzkiego wyrzeczenia sie siebie; potem poszlam do lózka. Nastepnego ranka, tuz po sniadaniu, raptem poczulam sie tak, jakbym zostala uderzona przez piorun, i zaczelam drzec. Ponownie zaczelam przezywac swoje trudne narodziny, które ciagle pozostawaly w mojej pamieci jako uraz. Otworzylo to, niczym klucz, mroczna komnate tajemniczych kompleksów i leków, które wyplynely ze mnie jak trucizny. Lzy tryskaly mi z oczu i tak mnie oslabily, ze musialam sie polozyc. Bylo w tym jednak glebokie szczescie... Pomalu moje widzenie zmienialo sie. "Ja jestem martwa! Nie ma niczego takiego, co mozna by nazwac mna! Nigdy mnie nie bylo! To alegoria, umyslowy obraz, wzór, wedlug którego nic nigdy nie zostalo uksztaltowane". Radosc oszolomila mnie. Konkretne przedmioty jawily mi sie jako cienie, a wszystko, na czym moje oczy spoczely, bylo promiennie piekne.

Te slowa sa w stanie jedynie zasugerowac to, co w tak zywy sposób zostalo mi ukazane w kolejnych dniach:

1) Swiat, taki jaki jest postrzegany przez zmysly, nie jest w najmniejszym stopniu prawdziwy (w znaczeniu pelni), dynamiczny (w znaczeniu wiecznego ruchu), ani wazny w przeogromnej "geometrii istnienia" o niewypowiedzianej glebi, której tempo wibracji, intensywnosc i subtelnosc sa poza slownym opisem.

2) Slowa sa nieporeczne i prymitywne - niemal bezuzyteczne; nie oddaja prawdziwych, wielowymiarowych dzialan nieopisywalnie przepastnego kompleksu dynamicznej potegi; by wejsc w kontakt z nia, nalezy porzucic swój normalny poziom swiadomosci.

3) Najmniejsze dzialanie, takie jak jedzenie czy drapanie sie w ramie, nie jest proste. Stanowi jedynie widzialny moment w siatce przyczyn i skutków, które siegaja w przód ku Niewiadomemu i cofaja sie z powrotem ku nieskonczonosci Ciszy, dokad jednostkowa swiadomosc nie jest w stanie wkroczyc. Naprawde nie ma nic do "wiedzenia", nic co mozna by wiedziec.

4) Swiat fizyczny jest nieskonczonoscia ruchu, Czasu-Istnienia. Lecz jednoczesnie jest nieskonczonoscia Ciszy i Pustki. Tym samym kazdy przedmiot jest przezroczysty. Wszystko ma swój wlasny, specjalny, wewnetrzny charakter, swoja wlasna karme, czy tez "zycie w czasie", lecz jednoczesnie nie ma takiego miejsca, gdzie bylaby próznia, gdzie jeden przedmiot nie przeplywalby w drugi.

5) Najmniejsza zmiana pogody, delikatny deszczyk czy tez lagodny powiew, dotyka mnie jako cud - cóz moge powiedziec? - cud o wspanialosci, pieknie i dobroci nieporównywalnych do niczego. Nie ma nic do zrobienia: samo istnienie jest najdonioslejszym, calkowitym dzialaniem.

6) Patrzac w ludzkie twarze, widze w nich cos z dlugiego lancucha ich przeszlego istnienia, a czasem cos z przyszlosci. Przeszle twarze skrywaja sie za twarza zewnetrzna, niczym coraz bardziej delikatne tkanki, ale jednoczesnie sa nia nasiakniete.

7) Gdy jestem sama, slysze "piesn" wyplywajaca ze wszystkiego. Kazdy przedmiot ma swoja wlasna piesn; nawet nastroje, mysli i uczucia maja swoje bardziej subtelne piesni. Jednakze pod ta róznorodnoscia lacza sie w jedna, niewyrazalnie przeogromna jasnosc.

8) Czuje milosc, która najlepiej byloby nazwac milowaniem, jako ze nie ma ona przedmiotu. Ale moje stare, emocjonalne reakcje nadal ostro koliduja z wyrazami tego milowania, w najwyzszym stopniu lagodnego i przychodzacego bez wysilku.

9) Moja swiadomosc, która nie jest ani mna, ani tez nie-mna, ochrania i prowadzi mnie w odpowiednich kierunkach, abym mogla wlasciwie wzrastac i dojrzewac, oraz odciaga mnie daleko od tego, co jest wbrew temu wzrostowi. Jest ona jakby strumieniem, do którego weszlam i który radosnie niesie mnie poza mnie.




Pani D. K., Kanadyjka, gospodyni domowa, lat 35.

/fragment ksiazki/

 

Philip Kapleau
"Trzy filary zen"
Zwiazek Buddystów Zen
"BODHIDHARMA"
1999

 

 

Świadectwo przebudzenia
Dana Hofford



Wolnosc jest tu, teraz

Naprawde nie wiem jak zaczac. W moim zyciu nastapil wglad, który po prostu przewrócil mój swiat do góry nogami, a raczej postawil go na nogi! Wglad ten jest taki, ze Wolnosc ta sama, której szukalam od kiedy stalam sie nastolatka, jest tu i teraz. Przedstawiam scenariusz mojej podrózy duchowej. Jest dosc skondensowany pominelam bowiem wiele istotnych doswiadczen próbujac skoncentrowac sie na zasadniczym watku.

Przez wiele lat bylam gleboko zaangazowana w towarzystwo jogi gdzie kladziono nacisk na praktykowanie technik duchowych. Powiedziano mi, ze jesli tylko bede medytowac odpowiednio dlugo, wykonywac dosc sadhany (praktyka duchowa), sluchac mojego guru i wierzyc w kosmologie wówczas któregos dnia, w któryms zyciu, pozbede sie okropnego ego i doznam Oswiecenia. Przestrzegalam wszystkich nakazów i zakazów: ubieralam sie na bialo, odzywialam po wegetariansku, unikalam narkotyków, kawy i alkoholu, czytalam literature duchowa. Mimo wszystkich tych lat spedzonych w dyscyplinie, przesladowalo mnie jednak uczucie niepelnosci. Tesknota narastala nieustannie, przezylam wiele doswiadczen, ale moje niezliczone ograniczenia powodowaly, ze Oswiecenie wydawalo sie odlegle o cale lata swietlne. W roku 1991, po 17 latach spedzonych w towarzystwie jogistycznym, stalo sie po prostu jasne, ze czas odejsc - bez rozgoryczenia czy zalu. Wczesniej juz nie mialam zludzen, ale teraz organizacja ta wydawala sie po prostu zbyt mala i duszna. Nie znalazlszy nic innego, dryfowalam, ze tak powiem w sensie duchowym przez dwa lata. Uprawialam w tym czasie troche medytacji Vipassana, choc bez pelnego przekonania.

Swiatelko w ciemnosciach

Któregos dnia, w lutym 1993, przyjaciólka powiedziala mi o mistrzu znanym jako Nisargadatta Maharaj, którego odkryla poprzez ksiazke "Tym Jestem" (I Am That). Nie bylam w tym momencie specjalnie zainteresowana wiazaniem sie z nowym mistrzem, ale przyjaciólka byla dosc podekscytowana i przeczytala mi kilka fragmentów:
Pytanie: Jak sie to robi?
Maharaj: Nie ma tu pytania "jak". Utrzymuj w umysle uczucie "jestem", zanurz sie w niego az twój umysl i to uczucie stana sie jednym. Próbujac wielokrotnie, odkryjesz wreszcie wlasciwa równowage miedzy skupieniem i uczuciem a umysl twój osiadzie trwale w mysli-uczuciu "jestem". Cokolwiek wtedy myslisz, mówisz lub robisz, poczucie niezmiennego i tkliwego bytu pozostaje jako zawsze obecne tlo umyslu. /Nisargadatta Maharaj/

Jego nowina mówi, ze tylko utozsamianie sie z myslami przeszkadza nam doswiadczac w zyciu Boga - Jazni - Wolnosci w sposób ciagly. Slowa jego byly prawdziwie przejrzyste, jasne i radosne. Nie bylo cienia watpliwosci, iz czlowiek ten mieszka w tym, o czym mówi i serce zabilo mi z nadzieja. Zaledwie dwa tygodnie pózniej zetknelam sie z dwoma innymi mistrzami godnymi uwagi. Znajomy powrócil ostatnio z Lucknow w Indiach i zorganizowal spotkanie, na którym poinformowal nas o H.W.L. Poonja, uczniu znanego dobrze Ramana Maharishi. Poonja, zwany tez Papaji, prowadzi satsang, co oznacza "spotkanie z prawda". Formalny satsang to okazja, aby przebywac z osoba urzeczywistniona, zadawac pytania, mówic o swoich doswiadczeniach, dzielic sie inspiracja wierszy, piesni itp. Nastepnego dnia obejrzelismy na wideo satsang z udzialem Papaji. Obejrzelismy tez fragmenty satsang z Gangaji, urzeczywistniona Amerykanka, uczennica Papaji.
Oboje mieli do przekazania to samo, co Nisargadatta.

Papaji: Ja, pustka, swiadomosc - to ta sama rzecz. Nie mozesz z niej wyjsc. Jest zawsze. Myslimy tylko, ze jej nie ma, dlatego szukamy. Czasem szukam okularów do czytania, które mam na nosie. Szukam wszedzie i nie znajduje. Widze wszystko a nie znajduje. Patrze przez okulary, bo bez nich nie widze i nie móglbym szukac. Jednak nie widze samych okularów. Nie moge ich znalezc. /H.W.L. Poonja/

Gangaji: Tak! Uczucie zniewolenia nie jest prawdziwym zniewoleniem. To mysl o zniewoleniu powoduje przezywanie cierpienia tylko dlatego, ze wierzysz iz jest prawdziwa. W swym pragnieniu pozostawania w pokoju, nikt nie jest ani zniewolony, ani uwolniony. Jest tylko "To". Nie mozliwa do zdefiniowania, nieograniczona swiadomosc, w której wszystkie koncepcje zniewolenia i wyzwolenia powstaja i znikaja. /Gangaji/

Po tym wszystkim zakrecilo mi sie w glowie. Ja, która wypelnilam zycie najrózniejszego rodzaju technikami duchowymi stanelam oto w obliczu prowokujacego stwierdzenia, iz jedyna rzecza wymagana, aby byc wolnym jest porzucic wszelkie techniki i strategie i przestac wierzyc w mysl, ze nie jestem Wolny. "Nie da rady, to nie moze byc takie proste!" bylo moja pierwsza reakcja. Jednoczesnie jednak doszlam do konca drogi, szukalam bowiem i praktykowalam dlugo bez zadnego trwalego rezultatu. Poza tym, wydawali sie tacy pewni tego, co mówia a ich promiennosc byla nie do przeoczenia. Od wszystkich trojga bila ogromna moc a przy tym tak gleboki pokój, radosc i humor, ze po prostu zupelnie mnie urzekli. Papaji mial juz ponad 80 lat i czulam, ze musze sie z nim spotkac, zanim opusci ziemski padól. I tak w kwietniu 1993 pojechalem do Lucknow. Spojrzenie w twarz Papaji bylo jak spojrzenie w twarz lwa. Co za nieprawdopodobna moc! Opowiedzialam mu, ze mimo wielu fantastycznych doswiadczen na przestrzeni lat czuje nadal, ze swiadomosc ograniczona jest do mojego ciala. Powiedzial mi, abym zajrzala do wnetrza, tu i teraz, i przekonala sie, czy tak jest naprawde. Dialog ten zakonczyl sie przezyciem przeze mnie najsilniejszego doswiadczenia bytu, jakie mialam w zyciu. Masa wszechprzenikajacej Ciszy lub Ukojenia, która objawila mi sie niczym góra chciala po prostu wchlonac wszystko inne: mysli, plany, idee i opinie. Najblizsza analogia, jaka mi sie nasuwa, to calkowity spoczynek, jaki odczuwamy w glebokim snie. Ale ja bylem przebudzona, wlasciwie czulam sie przebudzona bardziej niz kiedykolwiek przedtem. Przezycie to trwalo ponad 5 godzin.

Odliczanie

Po powrocie do Szwecji, skupilam uwage z odnowiona energia na swiadomosci, moim odczuciu "Ja". Doprowadzilo mnie to do wielokrotnych silnych doswiadczen. Po kilku miesiacach jednak, zycie mnie zdominowalo. Od czasu do czasu myslalam szczególnie o Gangaji ale dopiero w styczniu 1995 zmobilizowalam sie, aby odnalezc pare, która dwa lata wczesniej pokazala film o Gangaji. Pozyczyli mi kilka kaset video i wtedy zaczelo sie prawdziwe odliczanie. Zawladnela mna gwaltownie - jej slowa przepelnione nektarem, blogi usmiech, uwalniajacy smiech i madrosc. Niemal wyrzeklam sie wtedy calego zycia tu w Szwecji, aby pojechac i mieszkac w USA, w jej poblizu. Wiedzialam, ze to wyraz eskapizmu, ale nie bylo watpliwosci: zabrala mi serce jak nikt nigdy przedtem. Napisalam do niej kilka listów, na które wspanialomyslnie odpowiedziala. Zdecydowalam sie pojechac do niej nastepnego lata. Satsang z Gangaji nie da sie opisac. Trzeba to przezyc. Kazdy oczywiscie przezywa inaczej, ale dla mnie siedzenie w jej obecnosci, bycie swiadkiem jej dialogu z innymi, bylo rajem. Mialam z nia rozmowe, podczas której stwierdzila surowo: "wziawszy pod uwage glebokosc twojego przezycia, nie masz po prostu wytlumaczenia. Porzuc caly ten nonsens! Tego nie da sie zrozumiec. Rozluznij sie. Rzuc to." Wrócilam do Szwecji bez zadnej odczuwalnej zmiany. Rozpoczal sie teraz dramatyczny okres. Chcialam tak bardzo byc Wolna, ale jednoczesnie wiedzialam, ze nic nie moge zrobic, aby to osiagnac. Wystapil ostateczny paradoks. Momenty najwznioslejszej blogosci przeplataly sie z absolutnie piekielnym uczuciem znalezienia sie w malym pudelku bez drogi na zewnatrz. Calkowita desperacja, udreczenie i ogromne wewnetrzne cierpienie. W momencie, gdy bylo najbardziej intensywne, odczuwalam praktycznie fizyczny ból w klatce piersiowej jakby ktos wciskal tam twardy przedmiot.

Poczatek konca

Pieknego dnia w sierpniu 1995 roku, kilka tygodni po powrocie, poszlam na spacer do lasu. Bylam w stanie najglebszego spokoju i harmonii. W polowie drogi do domu pojawil sie stary problem: "No dobrze, ale co z moim oddzielnoscia i cierpieniem? Wlasnie... och nie". Jednak, dzieki jakiejs niezglebionej lasce, ujrzalam nagle co sie dzieje! Wszystko jest w doskonalym porzadku, póki nie zaczynam myslec o oddzieleniu i cierpieniu. Zobaczylam, ze problem lezy w slepej akceptacji tych mysli jako prawdziwych. Kiedy tylko przyjmowalam je w swiadomosci takimi jakimi byly, doswiadczalam oddzielenia i cierpienia. Wglad ten porazil mnie jak grom. Smialam sie glosno i dlugo: "Boze, to nieprawdopodobne... Jakiego strasznego figla platam sam sobie". Naprawde jest to tak latwe jak mówia! Traumatyczna jazda na "kolejce górskiej" miala sie ku koncowi. Jesienia, Wglad stal sie wyrazniejszy. Nadal jednak mialam uczucie przywiazania do Gangaji. W odpowiedzi na moje listy napisala "Widzisz we mnie wlasna jazn", ale nie chcialam tego przyjac. Mialam wyobrazenie, ze Realizacja jest ostatecznie bezosobowa i obawialam sie, ze strace milosc do niej i do innych w jakiejs przepelnionej spokojem, ale bezosobowej kosmicznej jednosci.

Switanie prawdy

W styczniu 1996, z Lucknow powrócila znajoma totalnie pograzona w blogosci slodkiego nektaru Bycia i stwierdzila, iz po prostu tam "umarla". Rozmowy z nia wstrzasnely mna i doprowadzily do kilku poglebionych Wgladów, z których najwazniejszy byl ten, ze czas naprawde nie istnieje. Przeszlosc, przyszlosc i "tam" istnieja tylko kiedy o nich mysle. W spokojnym umysle istnieje tylko wieczne tu i teraz. Czas plynal oczywiscie dalej na relatywnej plaszczyznie, ale postrzegany byl raczej jako czwarty wymiar przestrzeni, nieustanne kwitnienie w swiadomosci. Ach co to byla za ulga! Czulam sie, jakby zdjeto mi z pleców tone ciezaru i unosilam sie niemal we lzach radosci przez ponad godzine. Powiedzialam o tym znajomej i choc sluchala z radoscia powiedziala mi, ze nawet blogosc przychodzi i odchodzi i ze Prawda lezy jeszcze glebiej...

To objawilo mi sie dwa miesiace pózniej, znowu podczas spaceru w lesie. Calkiem nie dramatycznie, cos we mnie puscilo. "Ja" poddalo sie i w tym momencie ujrzalam, ze jestem cala, pelna i wolna - nieograniczona swiadomosc. Nie tylko nie utracilam swych zwiazków z ludzmi, czego sie obawialam, ale odkrylam, iz ulegly one udoskonaleniu w sposób, o jakim nie smialam marzyc, bylem bowiem wolna od zadan, oczekiwan i leków. Jazn jest nietknieta i nie do zranienia, dlatego moge wreszcie otworzyc sie na innych bezwarunkowo i w pelni z nimi obcowac.

Dzisiaj

Dzis moge tylko powiedziec, ze To jest wiecej niz mialam smialosc oczekiwac. Coraz bardziej doswiadczam, ze jestem w Domu, na zawsze w Domu. Na powrót stalam sie dzieckiem, kiedy to swiat byl tak duzy, pelen przygód i magii. Ta niemozliwa do nazwania Jakosc przenika wszystko czyniac go nieziemsko pieknym, pelnym niezglebionego znaczenia i nieskonczenie fascynujacym. "Doswiadczenie" to przypomina swiadome sny, czyli sny w których jest sie swiadomym, ze sie sni. Jest to uczucie takie, ze ... OCH! To naprawde sen. Niesamowite! Takie samo uczucie podziwu i egzaltacji. Przypomina tez przezycia z psychodelikami i glebokim oddychaniem takim, jak oddychanie holotropowe, lub bycie zakochanym. Róznica jest taka, ze TO jest tak nieskonczenie subtelne i czyste. Nie moge jeszcze powiedziec, ze to mój trwaly stan. Czasami stare nawyki biora góre. Ale TO daje sie odczuc coraz czesciej. Kiedy w swiadomosci powstaje doswiadczenie cierpienia, jest to oznaka nie akceptacji. Pamietajac o tym, nalezy zaprzestac zmagan, poddac sie i "umrzec" dla zycia takiego, jakim jest. Wówczas to, co nie umiera objawi sie znowu. Trudno o tym wszystkim milczec. Niemal wszystko w spoleczenstwie przeciwstawia sie tej prawdzie o Wolnosci. Jestesmy uwarunkowani, ba - poddawani praniu mózgu od wczesnego dziecinstwa - gdy mamy wierzyc, ze potrzebujemy przedmiotów, zdrowia, zwiazków i religii do bycia szczesliwym. A potem przechodzimy rózne terapie, strategie i techniki, aby zdobyc te rzeczy i pokonywac przeszkody. Ale to wszystko falsz. Szczescie jest tu i teraz. Patrze wokól i widze coraz wyrazniej, ze nie istnieje nic co nie byloby oswiecone. Kazda istota jest unikalnym wyrazem niezwyklego piekna. Czasem jest to tak silne, ze doslownie zakochuje sie w kazdym, kogo widze: starych ludziach, "brzydkich" ludziach, skinheadach, biznesemnach. To samo poruszenie serca. Staje sie jasne, ze jedyna rzecza jaka nalezy zrobic, lub raczej cofnac, czy "odkrecic", aby doswiadczyc tego stanu, to puscic wszystkie neurotyczne mysli, jakie ze soba nosimy. Puscic mysli zarówno o tym co pozadane, jak i niepozadane. Osmielic sie puscic WSZYSTKO i dac krok w Nieznane.

Jesli cos z tego znajduje w Tobie oddzwiek drogi Czytelniku zapraszam cie, abys nie tracil ani minuty. Nie nurzaj sie juz w falszu oddzielenia. Zbadaj swa Jazn i zobacz sam: jestes Wolny tu i teraz. Zbudz sie i rycz jak Lew.



Tlum. Krzysztof Korkosz

 

 

Przestań sobie wyobrażać
Catherine Ingram



"Wyobraz sobie, ze otacza cie tysiac glodnych tygrysów. Co bys zrobila?"

Kiedys mój szescioletni znajomy zadal mi to pytanie. Wyobrazilam sobie te sytuacje i nie mogac wpasc na sensowny plan dzialania powiedzialam: „Jejku, nie wiem. A co ty bys zrobil?” Odparl: „Przestalbym sobie wyobrazac”.

Pod wieloma wzgledami, nasze zwykle wyobrazanie sobie, ze jestesmy kims, ze musimy cos udowodnic, poprawic swój wizerunek, przypomina wyobrazanie sobie, ze jest sie otoczonym przez tysiac glodnych tygrysów. Jest to stan leku oparty na zludzeniu stworzonym przez nas samych. Kiedy tylko traktujemy sie jak oddzielna istote - jako kogos - zaczynamy mniej czy bardziej wspólzawodniczyc z innymi istotami lub zabezpieczac sie przed nimi. Wraz z przekonaniem, ze istnieje „ja”, „moje” i „mnie” pojawia sie lek i pragnienie. Jest to transakcja wiazana. Obudzenie sie polega na odmowie uczestniczenia w tym koszmarze, na prostej decyzji, aby przestac sobie wyobrazac. Oprócz tego, nie potrzeba nic wiecej. Innymi slowy, nie potrzeba nic innego w to miejsce. Nalezy tylko przestac zajmowac sie myslami i przekonaniami, które nie sa prawdziwe. Wtedy prawdziwe piekno, którym jestes, twoja prawdziwa natura zaczyna blyszczec w sposób naturalny, bez wysilku.

Klasyczna metafora mówi, iz obserwujemy jakby chmury zaslaniajace slonce. W koncu chmury przechodza. Inteligentny obserwator nie bedzie zakladal, ze to zachmurzenie stworzylo slonce. Rozpozna raczej, ze slonce bylo tylko zasloniete przez chmury, ale caly czas bylo na miejscu. W ten sam sposób, nasza natura czystego istnienia ulega czasem zaslonieciu, ale lsni zawsze.

Jesli jednak jest to takie proste, takie dostepne, takie oczywiste, dlaczego ludzie tak konsekwentnie i stale rozmijaja sie z ta rzeczywistoscia? Czemu podejmuja zarliwy trud uprawiania technik, programów i religii po to, aby jeszcze bardziej otoczyc sie ideologia, a nawet toczyc wojny, aby obronic swoja „wiare”?

Odpowiedz na to pytanie wiaze sie z zainwestowaniem w wierzenia. Przeprowadzalam kiedys wywiad z Krishnamurtim i gdy mialam wlasnie zadac mu pytanie zaczynajace sie od slów: „Czy wierzy pan...?” przerwal mi mówiac „W nic nie wierze.” Wiekszosc ludzi wierzy swoim myslom i gdy duzo mysla na jakis temat przez dlugi okres czasu dokonuja jakby dlugoterminowej inwestycji w prawdziwosc tych mysli. Dobra wiadomosc jest taka, ze po pierwsze nie ma potrzeby wierzyc swoim myslom a po wtóre, nic nie tracimy porzucajac owa dlugoterminowa inwestycje w swoje wierzenia. Przeciwnie, bez dawania wiary nawykowym myslom zaczniemy widziec jasniej i otworza sie nasze mozliwosci. To wlasnie mial na mysli Suzuki Rosni mówiac: „W umysle poczatkujacego mozliwosci jest wiele. W umysle eksperta jest ich malo.”

Wierzenia zamykaja nas w ustalonym sposobie postrzegania, gdyz rzeczywistosc filtrowana jest przez poglady niczym przez sito i warunkuje nasze prawdziwe doswiadczenia zyciowe. Jak kto wierzy, tak doswiadcza. Jesli ktos jest przekonany, ze swiat jest niebezpiecznym miejscem, doswiadcza niebezpieczenstw naokolo siebie. Jesli ktos wierzy, ze zostal skrzywdzony w dziecinstwie, doswiadcza zycia jako ofiara i czuje sie krzywdzony na kazdym kroku. Kto wierzy, ze potrzeba mu jeszcze czegos wiecej do szczescia - wiecej pieniedzy, seksu, wladzy, czy rozglosu - doswiadcza glodu i poczucia braku, bez wzgledu na to jak bardzo jest obsypywany darami opatrznosci.

Mysli te i koncepcje koncentruja sie wokól jednego centralnego wierzenia - wiary w „ja”. Jest to fundament calego zludnego gmachu cierpienia. Wraz z nim przychodzi obsesja na punkcie tematów zwiazanych z moim zyciem: moja przeszloscia, przyszloscia, tym co lubie i czego nie lubie, moimi opiniami, potrzebami, uczuciami i wartoscia. Wraz z tym jednym centralnym przekonaniem rodzi sie tez ogromny i przytlaczajacy projekt pod tytulem „ja” wymagajacy ciaglego zywienia i zajmowania sie nim.
Poniewaz z wiara w prawdziwosc „ja” laczy sie poczucie oddzielnosci, dostrzegamy potrzebe ochrony go, co rodzi znuzenie i przewidywanie ewentualnych zagrozen. Apetytowi „ja” na przezywanie doswiadczen towarzyszy nieublagane poczucie dyskomfortu oraz pragnienie, aby choc chwilowo odwrócic uwage od tego projektu. W tym celu naduzywa sie wszelkiego rodzaju uzywek, seksu, konsumpcji materialnej i wladzy.

Po wielu latach pracy nad przedsiewzieciem pod nazwa „ja” i nie znajdywaniu trwalej satysfakcji na zadnej drodze do szczescia, niektórzy decyduja sie na wypróbowanie innego podejscia i skierowuja projekt w strone poszukiwania oswiecenia. Zostaja poszukiwaczami na drodze duchowosci. Czesto jednak jest to ten sam projekt „ja”, tylko w nowej szacie: „Ja stane sie oswiecony i wtedy bede szanowany, poczuje sie lepiej na wlasnym punkcie, bede spedzal czas z uduchowionymi ludzmi, wydostane sie z zalosnego stanu w którym dotad zylem a któregos dnia bede miec moze wyznawców, seks i pieniadze do upojenia.”

Znam to dobrze z wlasnego doswiadczenia. Zanim jeszcze skonczylam dwadziescia lat, zdalam sobie sprawe, ze wszystkie obietnice szczescia na tym swiecie z czasem bledna lub, co gorsza, nabieraja smaku goryczy. Przez nastepne dwadziescia lat wiodlam zycie oparte na poszukiwaniach duchowych koncentrujac sie glównie na medytacji buddyjskiej.
Robilam to jednak z nadzieja osiagniecia czegos któregos dnia. Chcialam czuc sie lepiej, miec poczucie przynaleznosci do czegos, byc madra wizjonerka. Dopóki jednak towarzyszylo temu wszystkiemu poczucie „ja” nie bylo prawie nadziei, aby poczuc sie lepiej. Nawet kiedy dostawalam to, co chcialem, wystepowalo zawsze natretne uczucie, ze wkrótce to utrace. Wszystko pozyskane w czasie, zostaje utracone w czasie.

Patrzac wstecz na zwroty i zawirowania w moim zyciu widze, iz spora czesc moich wysilków wyniklych z tesknoty za szczesciem bylo jedynie sposobem na wyczerpanie wszystkich mozliwosci, jakie oferuje swiat, w tym poszukiwan duchowych. Neti, neti - jak mówia w Indiach. Nie to, ani nie tamto. Wiele lat wysilku w dziedzinie duchowosci zakonczylo sie rozczarowaniem a rozczarowanie w tej dziedzinie jest najbardziej dokuczliwym rodzajem beznadziei, gdyz towarzyszy mu poczucie, ze nie ma juz gdzie sie zwrócic.
Jest to tez oczywiscie ewentualny poczatek samorealizacji, bo gdy nie ma sie gdzie zwrócic, czlowiek moze byc wreszcie zmuszony rozpoznac te tajemnicza istote bytu, która w milczeniu przenika nieustannie takze nasze niezadowolenie, ten najwyzszy spokój, który nigdy tak naprawde nie ulegl naruszeniu ani wzburzeniu posród wszystkich wedrówek w smutku i radosci. Jeden z moich przyjaciól zwrócil ostatnio uwage parafrazujac zdanie ze starej piosenki Janis Joplin, ze „wolnosc to inaczej nie miec wyboru”). Jesli ma sie szczescie, przychodzi w koncu chwila calkowitego porzucenia projektu pod tytulem „Ja”, gdy wyczerpia sie juz marzenia i plany nie przynoszac pocieszenia, kiedy nuzace historie na temat „mnie”, osiagniec duchowych czy potrzebie okreslonych przezyc w zyciu nie pociagaja nas juz i nie sa w stanie wywabic nas ani na chwile z naszej siedziby na szczycie góry wolnosci.

Przebywamy wiec na niej bez wysilku nie szukajac juz milosci lecz bedac miloscia, nie pragnac juz wizji, ale bedac nieustannie chrzczonym mistyczna wizja doskonalosci, nie próbujac juz zyc w terazniejszosci, lecz wiedzac, ze nie ma innego zycia niz w wiecznym strumieniu „teraz”, nie próbujac juz oczyscic umyslu lecz wiedzac, ze nic - zadna mysl, troska ani wyobrazenie o nas samych nie moze i nigdy nie moglo do nas przylgnac.



Tlum. Krzysztof Korkosz

 

 


W poszukiwaniu Dharmy

Nauczycielka z Portland (USA) głosi dobrą nowinę
o duchowej ścieżce „nie-dualizmu”




Common Ground, kwiecien 1998

Claire Levine

Nauczycielka z Portland, Catherine Ingram, opowiada, iz wieksza czesc zycia spedzila na poszukiwaniu wolnosci.

Przez niemal 20 lat próbowala uciec od brzemion zycia poswiecajac sie intensywnym praktykom buddyjskim, przeplatanym zajeciami typowymi dla mlodziezy dorastajacej w latach siedemdziesiatych. Podrózowala po swiecie jako dziennikarka, dzialaczka i poszukiwaczka Dharmy.

Spedzila wiele miesiecy w osrodkach cichej medytacji i niezliczone godziny prowadzac wywiady z przywódcami duchowymi i politycznymi obdarzonymi najglebszym wgladem. Napisala ponad 100 artykulów do miedzynarodowych magazynów oraz ksiazke zatytulowana „Sladami Gandhiego.”

Ostatnie lata swych poszukiwan wolnosci opisuje jako „gleboka noc duszy. Czulam, jakby urzeczywistnienie bylo tak odlegle w czasie, ze oddalalo sie raczej niz przyblizalo.”

W wieku lat 39, Catherine przestala szukac wolnosci. Poznala, ze jest wolna - i ze byla wolna zawsze.

Dzieki slowom i obecnosci H.W.L. Poonjaji, Catherine poznala moc tradycji nauczajacej nie-dualizmu. „Moje poczucie oddzielnosci nagle zniknelo” mówi o swym pierwszym spotkaniu z czlowiekiem, którego uczniowie nazywaja Papaji.

Wkrótce po tym jak poznala swego nauczyciela w 1991 roku, Catherine zaczela pomagac dawnemu przyjacielowi Ram Dass w serii prowadzonych przez niego rekolekcji na terenie Stanów Zjednoczonych. Podczas sesji w Breitenbush Hot Springs, poznala nauczyciela medytacji z Portland, Jerry Jonesa, który zaproponowal, ze pomoze jej zorganizowac satsang w Portland.

W ciagu roku, Catherine przeprowadzila sie do Portland, gdzie urzadzila serie satsangów które nazwala „Dialogi Dharmy: wybierz wolnosc”. Takze dzisiaj organizuje Dialogi Dharmy i rekolekcje w wielu miastach na pólnocy Stanów Zjednoczonych oraz w Europie.

Catherine naucza, iz sedno sciezki nie-dualizmu to „rozpoznanie wlasnej wewnetrznej jazni, istoty bytu, jako wszystkiego czego potrzeba, aby osiagnac spokój ducha. To jedyna rzecz, która moze przyniesc nam spokój.”

„Kiedy zdamy sobie sprawe, ze wszystko czego kiedykolwiek pragnelismy jest z nami w tej chwili i ze mamy do tego pelny dostep poprzez spoczecie w prawdzie terazniejszosci, przekraczajacy wlasciwie nasze najsmielsze oczekiwania, mozemy zakonczyc poszukiwanie.

„Wolnosc mozemy wybrac w kazdej chwili.”

Catherine zauwaza, iz wszyscy spedzamy znaczna czesc zycia szukajac spokoju ducha i wolnosci. Czynimy to na zadziwiajaco wiele sposobów - poczawszy od seksu, wladzy i pieniedzy a skonczywszy na mantrach, wizualizacjach i krysztalach. Wszystko to jest pozyteczne, gdyz prowadzi do wyczerpania - wyczerpania sie umyslu, energii i entuzjazmu dla tego rodzaju zajec. W koncu zaczynamy sobie uswiadamiac, ze zadna z tych rzeczy nie dziala.

„Zadne staranie, wysilek, pogon czy poszukiwanie na zewnatrz siebie nie da owego wyciszenia i milosci. Mysle, ze wszyscy tak naprawde szukaja wlasnie milosci, poczucia bycia razem i intymnosci.”

„Jedynie gleboki spoczynek w swej najprostszej egzystencji - po prostu bycie, po prostu picie herbaty, po prostu rozmawianie, patrzenie i sluchanie - jest tym skarbem którego szukamy, niebem zawartym w Tej wolnosci.”

„Wiele osób przychodzi na Dialogi Dharmy sadzac, ze maja zaczac nowy rodzaj medytacji. Catherine odpowiada: „Ucze urzeczywistnienia, nie medytacji. To wlasnie w urzeczywistnieniu zyjesz w tym co nazywa sie medytacja. Zyjesz w poczuciu bytu, w przebudzonej, przytomnej swiadomosci, do której próbuje dotrzec kazda dobra praktyka medytacyjna, która jest cos warta.”

„Proponuje, abyscie rozpoznali, ze jest to faktycznie wszystko co w ogóle istnieje i po prostu przebywali w tym. Z takiej perspektywy, nie musicie nazywac tego medytacja, a juz na pewno nie praktyka, gdyz samo slowo „praktyka” zaklada jakis cel, jakas przyszlosc”.

Catherine kontynuuje: „Mówimy wiec o czyms, co nie jest w przyszlosci - przyszlosc nie istnieje. Jest To w pelni obecne w tej chwili i zawsze, po prostu jest tu i teraz. Jest to sposób bycia - zycie jako medytacja, jako milosc, jako obecnosc.”

Ostatnio, Catherine zaczela ofiarowac Dialogi Dharmy w Vancouver, B.C., w Sedona (Arizona), w San Francisco, w Portland i Los Angeles, gdzie naucza od kilku lat. Dowiedziala sie ostatnio, ze w Dublinie, gdzie odbyla Dialogi Dharmy kilka razy, prawie 50 osób spotyka sie co tydzien oddajac sie zywemu badaniu zasad nie-dualizmu.

Mimo czestych podrózy, Catherine Ingram osiedlila sie w Portland. „W wyniku tamtej pierwszej serii satsang zorganizowanej przez Jerryego powstala tu spolecznosc i Portland w koncu stalo sie domem” - mówi.

„Zakochalam sie w pólnocno-zachodnim bioregionie 10 lat temu, kiedy spedzilam rok mieszkajac na wyspie Cortes w Kolumbii Brytyjskiej Klimat i piekno tej czesci swiata zawsze mnie oczarowywaly. Nade wszystko, kocham lagodny spokój tego miejsca.”

Podczas Dialogów Dharmy, Catherine odpowiada na pytania w oparciu o czytane od lat lektury wielkich swiatowych nauczycieli w polaczeniu z jej wlasnymi wgladami od czasu poznania Poonjaji. Cytuje zarówno Jezusa jak i Pierwszego Patriarche Zen z Chin czy Ramana Maharishi (nauczyciela Poonjaji) zwracajac uwage, iz mistycy na przestrzeni historii wskazywali wszyscy na to samo - bezmiar naszej wlasnej swiadomosci.

Nauki Ramana Maharishi i Pooonjaji okreslane sa jako Advaita Vedanta i oparte sa na starej hinduskiej tradycji liczacej kilka tysiecy lat. Jednak Ramana, zyjacy w pierwszej polowie XX wieku, poznal prawde bez nauczyciela w wieku lat 16. Przezyl on doswiadczenie przypominajace smierc podczas którego uswiadomil sobie, ze choc cialo jego moze umrzec, prawdziwa jego natura pozostanie nietknieta przez smierc. Wkrótce potem udal sie, podazajac za wizja, do odleglej góry, pod która przebywal - najczesciej w milczeniu - przez ponad 60 lat.

Przekazujac nauki tradycji nie-dualistycznej, Catherine radzi innym, aby nie wierzyli jej na slowo. „Spróbujcie sami” - mówi czesto. „Teraz, w tym momencie, po prostu spocznijcie we wlasnej swiadomosci.”

„Nie chodzi o to, aby dodac cos do tego co juz mamy” - mówi Catherine. „Chodzi o to, aby porzucic historie i wierzenia które przeslaniaja nasza swiadomosc.”

„Satsang” oznacza „wspólnote prawdy” a Catherine postrzega te zgromadzenia jako wazny sposób na to, aby ludzie pograzyli sie w zrozumieniu swej prawdziwej natury. Zacheca do spedzania czasu, formalnie czy nieformalnie, z innymi którzy cenia sobie wolnosc ducha.

„To zawsze sprawia przyjemnosc i jest szczególnie uzyteczne, jesli zapominasz. Mozesz pic kawe z kims, kto nie zapomina, i spedzajac czas z ta osoba moze nawet nie pasc slowo „Dharma”, „prawdziwa natura”, czy „urzeczywistnienie”. Mozecie rozmawiac o obejrzanym filmie i przy tej prostej wymianie zdan wystepuje efekt osmotyczny, który moze posluzyc jako silne przypomnienie” - mówi Catherine.

W tej nauce nie chodzi o pozbycie sie mysli - powiada. „Mysli przychodza nieproszone. Mysli niektórych osób sa bardzo uwarunkowane i dotycza np. rodziców, rówiesników czy pewnych wydarzen. Mozliwe jest jednak poznanie samej ciszy, w której mysli te pojawiaja sie, a która nigdy nie ulega splamieniu, skazeniu ani ograniczeniu.

„Uzywam czasem porównania które mówi, ze nie da sie przyczepic oslego ogona na niebie. Ludzie sadza, ze ich mysli sa jak takie ogony, które dadza sie przyczepic. Jednak swiadomosc jest jak bezkresne niebo. Nic sie jej nie trzyma.”

„Nie musicie wiec oczyszczac zawartosci umyslu. Swiadomosc z natury jest zawsze czysta. To jej zawartosc, jak wiemy, jest szalona.”


Tlum. Krzysztof Korkosz